Bartosz Kędzia
Rynek IPO odżył. Czy jest już tak, że emitenci sami zgłaszają się do was i myślą o finansowaniu poprzez rynek kapitałowy?
Michał Popiołek (MP): Faktycznie jest tak, że rynek IPO jest rozgrzany. Od drugiej połowy ubiegłego roku obserwujemy wzmożony ruch, a transakcji jest bardzo dużo. Nigdy natomiast nie było tak, że można było po prostu usiąść i czekać na emitentów. O klientów trzeba zabiegać, zwłaszcza o te najciekawsze spółki, nawet przy tak rozgrzanym rynku jak obecnie.
Bartosz Kędzia (BK): Ale to prawda, że otrzymujemy również dużo zapytań ofertowych – w zasadzie nie ma tygodnia byśmy nie rozmawiali o potencjalnej nowej transakcji. Oczywiście jest to początek całego, żmudnego procesu – przygotowanie transakcji IPO zajmuje od sześciu do dziewięciu miesięcy. Naszym zadaniem na tym etapie jest też selekcja tych transakcji, które faktycznie nadają się na rynek i wpisują się w aktualne oczekiwania inwestorów. W przypadku nowych spółek, które chcą wejść na giełdę, stanowimy więc pierwszy etap weryfikacji i staramy się doradzić, czy to faktycznie jest dobry moment na przeprowadzenie transakcji. Zdarza nam się, w ostatnim czasie coraz częściej, mówić potencjalnym klientom, że ten moment jeszcze nie nadszedł. Związane jest to zarówno z samym otoczeniem, jak i z tym, co dzieje się w danej firmie i czy faktycznie jest ona dobrze organizacyjnie przygotowana do wejścia na GPW.
Co przy wprowadzaniu spółek na giełdę jest największym wyzwaniem?