Biorąc pod uwagę wartość obrotów branży bukmacherskiej w Polsce w ub.r., STS – z wynikiem 3,32 mld zł – miał 46 proc. udziału w rynku. Na kolejnych miejscach na podium są Fortuna z 28-proc. udziałem i forBET z 6,6-proc. Jakie są perspektywy, jeśli chodzi o rynek bukmacherski w Polsce i pozycję STS–u?
Skupiamy się na rozwoju, budowie firmy technologicznej oferującej bezpieczną rozrywkę i odpowiedzialnej społecznie, inwestującej w polski sport. Udział w rynku to tylko wypadkowa tych działań. Nie zastanawiam się, czy za trzy lata będziemy mieć 46 czy 48 proc. udziału w rynku, ten poziom się będzie zmieniał wraz z aktywnością pojawiającej się i znikającej konkurencji. Kluczowa jest efektywność i osiąganie zysku. W skali Europy Polska jest ewenementem, jeśli chodzi o tak duży udział w rynku jednego gracza.
Istotne dla pełnego obrazu rynku jest to, że w Polsce mamy ponad 20 firm z licencją bukmacherską, z czego tylko dwie wykazują zysk w sprawozdaniach finansowych składanych w Krajowym Rejestrze Sądowym. Ten rynek już w bardzo dużym stopniu funkcjonuje w internecie, co powoduje, że pojawia się coraz więcej firm przekonanych, że mogą odnieść sukces. Ale do tego potrzebna jest technologia, know-how i odpowiedni budżet marketingowy. Obstawiałbym – nomen omen – że najbliższe dwa–trzy lata mogą przynieść duże zmiany na rynku i większość tych małych i średnich firm będzie się wycofywać lub próbować sprzedać. Już zresztą pojawiają się nieoficjalne informacje, że kilka większych z grona tych mniejszych spółek szuka nabywcy po tym, jak po dwóch–trzech latach prób nie udało się im osiągnąć zysku.
Charakterystyczne jest też to, że w Polsce nie mamy tych wielkich firm globalnych, często notowanych na giełdach – z kilku powodów. Po pierwsze, w Polsce mamy 12-proc. podatek od obrotu, jeden z najwyższych w Europie – to efektywnie 48 proc. podatku od wygranych zakładów (GGR, gross gaming revenue). Po drugie, biorąc pod uwagę, że tylko dwie firmy zarabiają, bardzo łatwo sobie wyobrazić i policzyć, jaki obrót trzeba w Polsce osiągnąć, ile zakładów przyjąć, żeby być „nad kreską". Moim zdaniem jeszcze dużo czasu upłynie, zanim pojawi się u nas trzecia firma zdolna na bukmacherce zarabiać. Wejście do Polski z myślą o dużej skali oznaczałoby przeznaczanie znaczących środków na marketing i dokładanie do interesu w pierwszych kilku latach. Największe firmy giełdowe raczej nie mogą sobie na takie rzeczy pozwolić. Taka ekspansja musiałaby się zatem dokonać przez przejęcia, a nie rozwój organiczny.
Oddzielny wątek to oczywiście duża szara strefa.