Jedna rzecz wydaje się pewna, nie będzie to tak spektakularny rok jak 2023. Wysokie stopy zwrotu są raczej nie do powtórzenia. Nie oznacza to jednak, że na horyzoncie mamy same powody do pesymizmu. Wręcz przeciwnie.
Przede wszystkim czynniki, które wspierały wzrosty zarówno na rynkach światowych, jak i lokalnych, są już w cenach. W perspektywie globalnej pomocna była bardzo prawdopodobna realizacja scenariusza miękkiego lądowania gospodarki, która ma szanse zrealizować się w 2024 r., pomimo wysokich stóp procentowych. Drugim czynnikiem globalnym były oczekiwania odnośnie do zmiany polityki Fedu, które de facto zostały zapowiedziane po grudniowym posiedzeniu tego gremium.
Obecnie w perspektywie globalnej widzę dwie kategorie czynników ryzyka. Pierwszy z nich można powiązać z globalną sytuacją geopolityczną, jak również z wyborami prezydenckimi w USA, przy czym oba czynniki są mocno powiązane, z uwagi na możliwy powrót Donalda Trumpa na fotel prezydenta USA. Druga kategoria powiązana jest z przyszłoroczną polityką Fedu. Pojawiają się głosy, że ostatnie wystąpienie było zbyt optymistyczne, przez co oczekiwania na obniżki stóp już na marcowym posiedzeniu wydają się obecnie zbyt silne, co może zwiększać rynkową zmienność.
Nie inaczej wygląda sytuacja na krajowym rynku akcji. Tutaj, obok czynników światowych, wsparciem w ostatnich miesiącach były lokalne uwarunkowania, związane ze zmianą ekipy rządzącej. Tutaj też trzeba uczciwie powiedzieć, że zakładane przez inwestorów prorynkowe nastawienie oraz napływ środków z KPO też są już w cenach.
Lokalne czynniki ryzyka również można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza jest już z katalogu standardowych, związana z trwającym od przeszło dwóch lat konfliktem zbrojnym w Ukrainie. Ponadto, sytuacja społeczna i budżetowa mogą nie pozwolić nowemu rządowi prowadzić tak prorynkowej polityki, jak to oczekiwano, stąd kolejny rok może być okresem próby dla nowego gabinetu, co może przełożyć się na podwyższoną zmienność.