Początek minionego tygodnia upłynął pod znakiem rynkowej fiesty po wynikach wyborów parlamentarnych. Scenariusz przejęcia władzy przez partie opozycyjne, dyskontowany już w tygodniu poprzedzającym wybory, wydaje się możliwy do zrealizowania, co w rezultacie pchnęło notowania giełdowych indeksów w górę. Uzasadnienia takich zmian rynkowych jest dość dużo, z najważniejszych wymienić należy perspektywę uzyskania środków z KPO, co może złagodzić skutki trwającego obecnie spowolnienia gospodarczego i będzie stanowić w perspektywie kilku kolejnych lat wsparcie dla wybranych branż czy sektorów. Ponadto duży wzrost zanotowały spółki bankowe, na co przełożył się wyceniany spadek ryzyka systemowego i regulacyjnego dla tego sektora, obciążanego od kilku lat dodatkowymi daninami oraz kosztami. Do grona beneficjentów ostatnich zwyżek zaliczyć należy też spółki Skarbu Państwa, także notowane z dyskontem przez liczne obciążenia polityczne. Warto jednak zaznaczyć, że reakcja inwestorów wymknęła się historycznym analogiom, dotychczas powyborcze reakcje rynku były dużo spokojniejsze. Pokazuje to jasno, jak mocno wyprzedany był już rynek. I wystarczyła iskra, by aktywować, choćby krótkoterminowo, część odłożonego popytu.

Powyborczy entuzjazm pozwolił krajowym indeksom w ciągu kilku dni nadrobić straty z półtora miesiąca i zbliżyć się do poziomów obserwowanych w lipcu. Warto jednak zaznaczyć, że powrót do trwałej hossy będzie możliwy dopiero po przebiciu poziomu 2200 pkt w przypadku indeksu dużych spółek, tj. tegorocznego maksimum z końca lipca. A to wcale nie musi wydarzyć się w ciągu najbliższych dni. Po pierwszych dniach entuzjazmu nastąpił powrót do rzeczywistości i bardziej trzeźwych osądów i kalkulacji. Biorąc pod uwagę, że najwięcej mandatów dostała rządząca obecnie formacja, a opozycja, aby uzyskać większość, będzie musiała pogodzić dużo często sprzecznych lub nawet wykluczających się postulatów społecznych i gospodarczych, przed nami kilka dość nerwowych tygodni. Liczba możliwych politycznych scenariuszy jest obecnie dość duża, a każdy z nich ma osobną wycenę rynkową.

Stąd też okołowyborczy impuls wzrostowy po upływie kilku dni wygasł, a na zachowanie rynków ponownie wpływać zaczęły czynniki globalne. A tutaj GPW stanowiła przez kilka sesji wyjątek. Kluczowym czynnikiem pozostaje sezon wyników spółek w USA, gdzie w dalszym ciągu jest szansa na poprawę statystyk rok do roku, patrząc na dotychczas publikowane raporty. Z drugiej jednak strony mamy zaogniającą się sytuację na Bliskim Wschodzie, która już bezpośrednio implikuje wzrost cen ropy naftowej. Jeśli dodamy do tego bardzo dobre dane gospodarcze z Chin z jednej strony i silny wzrost rentowności obligacji amerykańskich z drugiej (te ostatnie motywowane obawami o politykę Fedu po serii lepszych danych gospodarczych), otrzymujemy dość wybuchową mieszankę. Zestawiając to z czynnikami ryzyka na krajowym podwórku oraz posiedzeniem Fedu w nadchodzącym tygodniu, prawdopodobne zachowanie rynków opisuje tylko jedna fraza: podwyższona zmienność.