Jednym z takich tradycyjnych obszarów jest polityka kursowa. Choć nie ma tu już takiego pola manewru jak w okresie stałych kursów walutowych (słynne spirale dewaluacji), politycy próbują za pomocą interwencji słownych wpływać na notowania kursów walut. W ostatnich dniach interwencje dotyczyły szwajcarskiego franka i japońskiego jena – z jakim skutkiem?
Sytuacja z notowaniami szwajcarskiej waluty jest bardzo ciekawa już od niemal roku. Przypomnijmy, iż frank umacniał się w relacji do euro w czasie apogeum kryzysu ponieważ europejskie instytucje finansowe potrzebowały finansowania we frankach. Mocny kurs franka w relacji do euro godził w szwajcarski eksport i w rezultacie w marcu minionego roku SNB zagroził interwencją. Choć obecnie wygląda na to, że Bank nie zamierzał interweniować przy poziomie 1,50, to właśnie ten poziom rynek obrał sobie jako potencjalny punkt interwencji i w rezultacie przez niemal rok służył on jako żelazne wsparcie (pisaliśmy o tym wielokrotnie, gdyż silne odbicia od 1,50 i niewielkie potencjalne ryzyko oznaczały wyjątkową sytuację rynkową). Poziom ten został wreszcie pokonany w pierwszej połowie grudnia, co ciekawe stało się to w trakcie sesji azjatyckiej, kiedy na parze EURCHF ma miejsce niewielka aktywność. Wygląda na to, że poziom ten został pokonany „przypadkiem”, w wyniku silnego ruchu na EURUSD, który nie był „skopiowany” przez USDCHF (ponownie w wyniku niewielkiej aktywności). Zlecenia typu „stop” dopełniły zadania, SNB nie zadziałał na otwarciu sesji europejskiej i para EURCHF powędrowała niżej. W tej sytuacji można było spodziewać się ewentualnej spóźnionej reakcji szwajcarskiego banku. Wczorajsze słowa prezesa Philippa Hildebranda jednak nią nie są. Pełni on bowiem swoją funkcję od początku roku (wcześniej był wiceprezesem) i wcześniej czy później musiał wypowiedzieć się w kwestiach walutowych, w których przecież SNB zajął wcześniej oficjalne stanowisko. Wczorajszą wypowiedź tak właśnie należy traktować. Jest to zatem wyjątkowo słaba interwencja słowna i stanowi wręcz zachętę dla rynku aby przetestować silną wolę banku centralnego. Tym samym podstawowym scenariuszem na parze powinien być ruch w kierunku wsparcia na poziomie 1,4570. Nie oznacza to jednak, że ewentualna faktyczna interwencja nie mogłaby być przynajmniej czasowo skuteczna, zwłaszcza, że para EURCHF należy do względnie stabilnych.
W Japonii interwencje walutowe – zarówno werbalne jak i faktyczne są już tradycją. Znacznie eksportu dla japońskiej gospodarki oznacza wrażliwość tamtejszych firm na zbyt mocnego jena, co zresztą do czasu wzrostu potęgi Chin stanowiło główną dysputę pomiędzy Japonią a USA. Japonia wielokrotnie interweniowała na rynku, jednak zazwyczaj z bardzo słabym skutkiem. Zeszłotygodniowa wypowiedź nowego ministra finansów (powiedział, iż ma nadzieję na słabszego jena, a eksporterzy chętnie widzieliby kurs USDJPY na poziomie 95) nie będzie przełomem, gdyż ponownie jak w przypadku SNB ma to związek z powołaniem go na stanowisko, a po drugie po reprymendzie od premiera już stonował on swoje stanowisko. W przeciwieństwie do franka, w przypadku jena faktyczna interwencja jest w najbliższej przyszłości bardzo mało prawdopodobna. Choć słowa ministra finansów miały chwilowy wpływ na rynek (wzrost kursu do 93,77 – lokalne maksimum), jen szybko odrobił część strat i niewykluczone (ubiegły tydzień zakończył się szpulką po kilku tygodniach wzrostów), że będzie on jeszcze zyskiwał w relacji do dolara.
Bardzo prawdopodobne jest, iż zwłaszcza w przypadku jena temat interwencji w ogóle zejdzie na margines w momencie, gdy rynek zajmie się publikowanymi w tym tygodniu danymi. Dzisiejszy dzień pod tym względem ciągle będzie umiarkowanie spokojny, z bilansem handlowym USA jako najważniejszą figurą (14.30, konsensus -34,9 mld USD). Dane od dłuższego czasu mają jednak relatywnie niewielki wpływ na dolara.
Wczoraj sezon wyników rozpoczęła Alcoa i na starcie mamy rozczarowania. Firma straciła 28 centów na akcję, zaś po wyeliminowaniu odpisów zarobiła cent na akcję, podczas gdy rynek oczekiwał 5 centów. Jednocześnie Chevron zapowiedział, iż wyniki za czwarty kwartał ucierpiały w wyniku niskich marży rafineryjnych. W tym tygodniu najważniejsze będą jednak wyniki Intela (czwartek), który do tej pory pozytywnie zaskakiwał rynek. Na dobre sezon wyników ruszy w przyszłym tygodniu.