Dobre nastroje na rynkach globalnych, przekładające się na wyraźne wzrosty głównych europejskich i amerykańskich indeksów oraz wzrosty cen ropy i miedzi oraz wspierane przez pozytywne dane makroekonomiczne z Europy i USA, dały impuls do umocnienia polskiej waluty. Jednak skala tego procesu, jeżeli zestawimy to z ilością potencjalnie korzystnych impulsów dla złotego, jakie dziś się pojawiły, może rozczarowywać.
Inwestorzy zignorowali zarówno grudniowy odczyt indeksu PMI dla polskiego przemysłu, który rosnąc do 56,3 pkt. miał najwyższą wartość od maja 2004 roku. Jak i przedstawioną przez Ministerstwo Finansów prognozę silnego przyspieszenia inflacji w ostatnim miesiącu minionego roku (do 3,1% R/R z 2,7% w listopadzie), co zwiększą prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych jeszcze na styczniowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. Większych emocji nie wywołała też wypowiedź Andrzeja Kaźmierczaka z RPP, że należy rozważyć podwyżkę stóp procentowych. Czy też prognoza ministra finansów Jacka Rostowskiego ponad 3,7% wzrostu PKB w 2010 roku.
Brak reakcji rynku walutowego na krajowe impulsy może być odebrana zarówno jako sygnał, że inwestorzy skoncentrowani są tylko i wyłącznie na czynnikach globalnych. Jednak może też być interpretowany, jako sygnał słabości złotego. Aczkolwiek, póki co nie ma powodów, żeby tę drugą interpretację uznać za dominującą. Dlatego w kolejnych dniach notowania złotego powinny być uzależnione od nastrojów na rynkach globalnych. Te zaś będą determinowane przez publikację protokołu z ostatniego posiedzenia Fed, wyników aukcji bonów skarbowych w Portugalii, danych z amerykańskiego rynku pracy oraz wystąpienia szefa Fed.
Marcin R. Kiepas