Mijający kwartał był jednym z najlepszych okresów dla złotego. Naszej walucie pomógł splot trzech czynników – publikowane w Polsce i na świecie dane makroekonomiczne nie były tak złe, jak to na jesieni wieszczyli pesymiści, Europejski Bank Centralny zalał rynek tanim pieniądzem (ponad bilion EUR na obu aukcjach LTRO), co poprawiło nastroje na włoskim i hiszpańskim rynku długu, wreszcie nasza RPP stała się bardziej „jastrzębia" – coraz częściej padały sformułowania o możliwej podwyżce stóp procentowych. No dobrze, ale czy to wystarczy to podtrzymania dobrych nastrojów także w drugim kwartale?

Polski rząd decydując się na zmiękczenie założeń reformy emerytalnej pokazał, iż może nie być tak zdeterminowany do przeprowadzania kolejnych, mało popularnych, ale koniecznych reform. Wprawdzie inwestorzy zagraniczni dobrze wiedzą, że trudne sprawy wymagają czasu i nieraz kompromisów, ale w ostatecznym rozrachunku traci na tym polski budżet i gospodarka. Sceptycy szybko sobie o tym przypomną w sytuacji, kiedy świat będzie musiał się zmierzyć z kolejną odsłoną kryzysu. Bo w to, że on się już zakończył, wierzą chyba tylko niepoprawni optymiści...

W piątek ministrowie finansów państw strefy euro podjęli w Kopenhadze decyzje o zwiększeniu siły finansowej funduszy ratunkowych. Niemniej w to, że zaproponowane rozwiązania mogą być skuteczne wierzą chyba tylko sami politycy. Wprawdzie szumnie ogłoszono, iż programy ratunkowe będą warte blisko 800 mld EUR, ale realnej gotówki gotowej do użycia będzie w tym roku jedynie 200-250 mld EUR. Bo pełną gotowość operacyjną Europejski Fundusz Stabilizacyjny (ESM) będzie miał dopiero w połowie 2014 r., a przedłużenie działalności Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF) do połowy 2013 r. dotyczyć ma tylko już istniejących operacji. Wprawdzie politycy nie wykluczyli możliwości użycia 240 mld EUR z tzw. resztówki EFSF, ale tylko wtedy, kiedy środki z ESM zostaną już wykorzystane. W żadnym stopniu nie możemy, zatem mówić o efektywnym firewallu w strefie euro, tak jak to chociażby chciał widzieć szef OECD – ponad bilion EUR. Politycy znów dali spekulantom mocne argumenty – gra na kolejny kryzys w strefie euro pomału się rozpoczyna.

Zwłaszcza, że tym razem inni mogą być jego aktorzy. To już nie tylko Grecja, która jeszcze długo pozostanie na finansowym pasku Europy, ale przede wszystkim Hiszpania. Największym problemem premiera Mariano Rajoya zdaje się być teraz to, iż ma on świadomość „beznadziejności" swojej sytuacji, chociaż tego nie pokazuje. Przegrana w wyborach samorządowych w Andaluzji, zaledwie kilka miesięcy po zdobyciu władzy w całym kraju, to sygnał, że społeczeństwo będzie odrzucać ambitne reformy. Tym samym przedstawiony w piątek plan znalezienia oszczędności na 27 mld EUR nie przybliży nas do redukcji deficytu z 8,5 proc. PKB w 2011 r. do 5,3 proc. PKB na koniec 2012 r. Problemem Hiszpanii jest też fatalna struktura gospodarki, złe długi w bankach, ogromne bezrobocie i fatalne finanse samorządów – może się okazać, że w końcu roku rząd Madrycie zostanie zmuszony sięgnąć po zewnętrzne finansowanie. W najbliższych miesiącach inwestorzy operujący na rynku długu pokażą na ile taki scenariusz jest realny....

Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ