W takim kontekście może dziwić reakcja rynku, gdzie po wcześniejszej wyprzedaży ryzykownych aktywów nastąpiło silne odbicie. Dziś dane o inflacji, zarówno w USA, jak i w Polsce.
Chiny: mniejszy wzrost PKB, rynek nieruchomości niepokoi
Marcowe dane o produkcji przemysłowej (11,9% R/R) i sprzedaży detalicznej (15,2%) w Chinach okazały się nieco lepsze, ale flagowy raport o PKB był zauważalnie słabszy. Produkt krajowy wzrósł o 8,1%, wyraźnie mniej niż w czwartym kwartale ubiegłego roku (8,9%), a także poniżej oczekiwań rynku (8,3-8,4%). Dane potwierdzają spowolnienie w chińskiej gospodarce, jednak rozbieżności w ocenie perspektyw wzrostu w Chinach w pozostałej części roku są spore.
Wczoraj pisaliśmy, iż oczekiwania rynkowe co do wzrostu w Chinach w całym 2012 roku są spore – ogólnie przyjmuje się, iż pierwszy kwartał był najsłabszy i tempo wzrostu odbije już w drugim kwartale. Takie oczekiwania bazują na spodziewanej poprawie sytuacji u chińskich partnerów handlowych, co miałoby pomóc ożywić chiński eksport. Założenia te pomijają sytuację na chińskim rynku nieruchomości, tymczasem sytuacja tu staje się coraz bardziej napięta. W marcu skala inwestycji w nieruchomości wzrosła do 13,2% PKB, a więc inwestycje te nadal mocno wspierały wzrost gospodarczy. Jednocześnie sprzedaż domów obniżyła się do 11,9% PKB – ta relacja jest najniższa od października 2009 roku i oznacza, iż negatywny wpływ na ceny będzie wzrastał. Tym samym w pewnym momencie może dojść do załamania inwestycji w tym sektorze, choć moment wystąpieni a tego kryzysu nie jest łatwy do przewidzenia. Dla porównania przypomnimy, iż inwestycje w sektor nieruchomości w USA odpowiadają obecnie za mniej niż 2,5% PKB.
Słabsze dane z amerykańskiego rynku pracy
Rozczarowujący okazał się opublikowany wczoraj pakiet danych z USA. Dynamika importu wyraźnie wyhamowała, bazowy PPI wzrósł więcej niż oczekiwano, wzrosła też liczba wniosków o zasiłek dla nowych bezrobotnych. Ten ostatni raport był zdecydowanie największym rozczarowaniem. W USA jest bowiem obawa (o czym już pisaliśmy i o czym wspomniał nawet Ben Bernanke), iż lepsze dane z rynku pracy, które widzieliśmy w ostatnich miesiącach są po części efektem błędów w odsezonowaniu. Dane z rynku pracy cechują się naturalnie sezonowością, jednak liczby, które inwestorzy widzą w nagłówkach serwisów są już z efektu sezonowości oczyszczone przez urząd statystyczny. Taka procedura oczywiście niesie za sobą ryzyko błędu i istnieje obawa, iż w wyniku recesji z 2009 roku modele sezonowości w USA zostały zakłócone i w efekcie w okresie zim owym widzieliśmy sztucznie lepsze dane kosztem raportów wiosenno-letnich. Słabszy raport tygodniowy o liczbie nowych wniosków o zasiłek wpisuje się w te obawy, gdyż sytuacja wzorem 2011 roku znów pogarsza się w drugim kwartale. Jeżeli ta prawidłowość znajdzie potwierdzenie w kolejnych danych, tempo ożywienia w amerykańskiej gospodarce zostanie poddane w wątpliwość.
Jak tłumaczyć reakcję rynku na te reporty? Naturalnie wzrost amerykańskich indeksów o 2,5%w ciągu dwóch dni wydaje się w tym kontekście nieporozumieniem. Jednak należy mieć na uwadze fakt, iż rozpoczęte w ubiegłym tygodniu spadki były pierwszym istotnym cofnięciem w tym roku (!). Po bardzo długim okresie wzrostów jesteśmy w fazie „niedowierzania" w pogorszenie koniunktury, kiedy przecena wykorzystywana jest przez inwestorów liczących na to, że słabsze raporty są jednorazowym ewenementem, pozwalającym kupić akcje taniej. Wzrosty były także tłumaczone rosnącymi oczekiwaniami na QE3 (słabe dane z rynku pracy zwiększają jego prawdopodobieństwo, choć tego typu tłumaczenie wydaje nam się naciągane). Optymizm rynku zostanie zweryfikowany w ciągu kolejnych dwóch tygodni, kiedy poznamy wskaźniki aktywności za Kwiecień. Wtedy też okaże si? ?, czy obawy o spowolnienie wzrostu na świecie są zasadne i mogą na dłużej zaszkodzić nastrojom rynkowym.