Początek środowych notowań na rynku walutowym dawał nadzieję, że złoty, podobnie jak dzień wcześniej, będzie odrabiał straty do innych walut. Rano euro kosztowało w Warszawie 4,33 zł. Za szwajcarskiego franka płacono wówczas 3,6145 zł a za dolara amerykańskiego 3,4065 zł.

Poprawa nastrojów była efektem uspokojenia nastrojów na globalnych rynkach kapitałowych. Inwestorzy oswoili się już z myślą, że w Grecji znowu odbędą się wybory choć ich wynik wcale nie musi być korzystny dla wierzycieli tego kraju. Część graczy kupowała też złotego licząc na, podobną do środowej, interwencję naszego resortu finansów (za pośrednictwem BGK) na rynku. Do większego apetytu na ryzyko zachęcały też dobre, publikowane dzień wcześniej, dane makroekonomiczne ze Stanów Zjednoczonych. Również dane o kondycji japońskiej gospodarki (raporty ukazały się dzisiaj w nocy) okazały się lepsze niż oczekiwano.

Optymizm inwestorów malał jednak z każdą godziną. Euro, które rano zyskiwało do dolara, zaczęło tracić na wartości mimo całkiem przyzwoitych wyników aukcji hiszpańskich obligacji. Iberyjskie państwo uplasowało na rynku papiery (zapadają w 2015 i 2016 r.) za blisko 2,5 mld euro. W południe kurs EUR/USD był już niższy niż dzień wcześniej. O godz. 13 wynosił tylko 1,2694 co oznaczało 0,19-proc. przecenę. Roczny dołek jest na poziomie 1,2624.

Słabnące euro pociągnęło w dół notowania złotego. Nasz pieniądz najmocniej tracił do dolara amerykańskiego. O godz. 13 płacono za niego już 3,4360 zł czyli 0,6 proc. więcej niż w środę. Euro zyskiwało 4,3595 zł. Tyle samo zyskiwał frank. Był wyceniany na 3,6310 zł.