O godzinie 17:29 za euro trzeba było zapłacić 4,3498 zł (w środę było to 4,3484 zł), a dolar kosztował 3,4235 zł (3,4189 zł). Takie zachowanie jest charakterystyczne dla wyczerpywania się krótkoterminowych trendów, co może zapowiadać lekkie umocnienie polskiej waluty w kolejnych dniach. W nieco dłuższym horyzoncie czasowym, złoty będzie pozostawał pod presją sprzedających aż do czasu ostatecznego wyjaśnienia sytuacji Grecji lub też podjęcia działań zmierzających do eliminacji greckiego ryzyka.
W czwartek na złotego oddziaływały dwie przeciwstawne siły. Z jednej strony, utrzymująca się niepewność na rynkach globalnych, która tym razem związana była z Hiszpanią (tamtejsza prasa informowała o odpływie 1 mld EUR depozytów z banku Bankia i możliwym obniżeniu przez agencję Moody's ratingów dla 21 hiszpańskich banków), tworzyła podażową presję na złotego. Presja ta dodatkowo została wzmocniona przez niepokojące dane makroekonomiczne z USA (indeks Fed z Filadelfii spadł do -5,8 pkt. i miał najniższą wartość od września 2011 roku). Z drugiej strony, słowa wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego o gotowości do przeciwdziałania nadmiernemu osłabieniu złotego, zostały odebrane jako interwencja słowna i stanowiły czynnik popytowy.
W piątek złoty będzie pozostawał pod głównym wpływem rynków zagranicznych. Dlatego większy wpływ na jego zachowanie mogą mieć spekulacje greckiej i hiszpańskiej prasy, czy też wypowiedzi polityków przed rozpoczynającym się jutro dwudniowym szczytem G8 w Camp David, niż publikowane przez Główny Urząd Statystyczny kwietniowe dane nt. przeciętnego wynagrodzenia i zatrudnienia. Gdyby spróbować postawić prognozę na piątek tylko i wyłącznie na podstawie analizy technicznej to bardziej prawdopodobne jest niewielkie umocnienie złotego niż jego osłabienie.
Marcin R. Kiepas