Wcześniej można się zapoznać z wynikami publikowanymi przez amerykański odpowiednik – American Association of Individual Investors (AAII). Wyniki z tego tygodnia są na tyle interesujące, że warto o nich wspomnieć. O ile bowiem w USA saldo optymistów i pesymistów w odniesieniu do półrocznej perspektywy dla S&P 500 spadło do najniższego od pięciu tygodni poziomu -23,4 proc. (o 23,4 pkt proc. więcej niedźwiedzi niż byków), o tyle w Polsce minimalnie wzrosło do +29,5 pkt proc. To najwyższa wartość od końca stycznia br. W ciągu minionych trzech lat większy optymizm panował wśród polskich inwestorów indywidualnych jedynie trzykrotnie: w lipcu i listopadzie ub.r. oraz w styczniu br. WIG miał wtedy wartość w przedziale 58 622–60 249 pkt. Wiemy, że ówczesne nadzieje zostały zniszczone przez konsekwencje późniejszej pandemii. Obecnie, gdy piszę te słowa, WIG ma wartość 50 435 pkt, a więc kilkanaście procent niższą.

Najciekawiej chyba wygląda porównanie wartości obu wskaźników dla Polski i USA. Otóż różnica pomiędzy nimi wzrosła do jednego z najwyższych poziomów w historii (+52,9 pkt proc.). Była wyżej tylko w marcu 2017, sierpniu 2013 oraz czerwcu 2011. Czy te przypadki podpowiadają jakieś rynkowe scenariusze? Na krótką metę – ok. 3 tygodni – sugerują spadek wartości WIG o trudnej do oszacowania skali, bo w 2011 roku był on bardzo silny i relatywnie długotrwały, w 2013 krótki, zaś w 2017 bardzo krótki. Jaki wariant zostanie przetestowany obecnie? Osobiście obstawiałbym coś bliższego raczej 2013 i 2017, kiedy to po jakiejś korekcie wcześniejszych zwyżek w ciągu nie więcej niż miesiąca ceny akcji na GPW wznowiły trend wzrostowy. W 2013 roku zwyżka na WIG20 skończyła się w listopadzie, a więc trzy miesiące po takim jak obecnie sygnale, w 2017 roku zaś dopiero w styczniu 2018, a więc aż dziesięć miesięcy po odpowiedniku obecnej sytuacji. Można spekulować, że do czasu wyborów prezydenckich w USA, czyli do początku listopada br., nic przesadnie strasznego na rynkach akcji nie powinno się wydarzyć i przez te pięć miesięcy WIG będzie mógł nadal próbować odrobić dalszą część koronawirusowych strat. Biorąc pod uwagę sezonowość wirusów podobnych do SARS-CoV-2, powinien to być również okres dalszego słabnięcia skali epidemii na półkuli północnej. Jesienią po wyborach w USA okaże się, czy wirus zadomowił się na świecie na stałe i czy będziemy musieli się mierzyć z jego nawrotem. ¶