Między 23 marca a końcem ubiegłego tygodnia rynek wzrósł o kilkadziesiąt procent, znacząco odrabiając spadek, odnotowany od początku pandemii. Ekonomiści uważają rynek akcji za „wiodący wskaźnik" gospodarki, co oznacza, że często sygnalizuje on, dokąd zmierza realna gospodarka. Ale to notorycznie wadliwy sygnał.

Nikt nie ma twardych dowodów wyjaśniających, dlaczego wydaje się, że istnieje obecnie rozdźwięk między rynkiem akcji a szeroko pojętą gospodarką. Najlepsze, co możemy zrobić, to przywołać historie o masowej psychologii kupujących i sprzedających, którzy maj własne wersje tego, dlaczego dokonują transakcji. Widzieliśmy wcześniej ten rozdzierający rozdźwięk między giełdą a prawdziwą gospodarką – mimo masowego bezrobocia i zawirowań podczas wielkiego kryzysu, w latach 1933–1937 mieliśmy na giełdzie ogromny boom.

Istnieje teoria „nie ma alternatywy", znana również jako Tina. Mówi ona, że przy tak niskich stopach procentowych inwestycje w akcje są jedynym rozsądnym sposobem zabezpieczenia majątku i zarabiania. Inwestorzy mogą utrzymywać akcje mimo swoich obaw, zamiast wracać do gotówki. Jeśli wystarczająca liczba uczestników jest tego samego zdania, rynek może doświadczyć efektu Tina, który powoduje, że giełda stopniowo rośnie, mimo widocznego braku czynników napędzających, ponieważ nie ma innych możliwości uzyskania akceptowalnej stopy zwrotu z kapitału. Zasadniczo gospodarka zwolniła, co skutkuje ograniczonymi dobrymi możliwościami inwestycyjnymi. Tymczasem ludzie i instytucje dysponują mnóstwem oszczędności i nie mają gdzie ich włożyć. Może to wyjaśniać, dlaczego ceny akcji są tak wysokie.

Jest też teoria FOMO, strachu przed pominięciem. Ten strach ma wśród inwestorów znaczące miejsce. Gdy raz za razem giełda zaczęła się gwałtownie spadać, a następnie odbijać, inwestorzy byli zmuszani do inwestowania nawet wtedy, gdy sytuacja wygląda źle. Przyglądający się rynkowi, którzy obserwowali dynamiczne odbicie, a nie podjęli decyzji o wejściu na rynek, mogą czuć się przygnębieni, że przeszła im koło nosa okazja do zarobienia. W wielu przypadkach im większe są utracone korzyści, tym silniejsza jest wewnętrzna presja do podejmowania ryzykownych decyzji.

Obie teorie to część ekonomii behawioralnej, która bada zachowania inwestorów. Zamiast racjonalnej oceny pandemii i jej przyszłych skutków dla gospodarki mamy do czynienia z myśleniem życzeniowym inwestorów. Dlatego też uważa się, że obserwowany boom na giełdzie w ciągu ostatnich kilku miesięcy jest sygnałem, że zmierzamy do ożywienia. Pozostaje wciąż pytanie, czy w kształcie litery V czy U. ¶