Być może to jest jeden z powodów, dla których w okresie minionych kilkudziesięciu lat to właśnie wrzesień (a nie październik – miesiąc krachów) jest statystycznie najgorszym dla akcji miesiącem w roku. Przepisy podatkowe w USA (szczerze mówiąc, nie wiem, kiedy wprowadzone) zastrzegają jednak, że by móc rozliczyć w podatkach taką stratę, nie można sprzedanych akcji odkupić wcześniej niż przed upływem miesiąca. Jeden miesiąc od końca standardowego roku podatkowego, czyli od końca września, to koniec października. Być może to właśnie ten czynnik spowodował, że początek listopada okazał się tak spektakularnie dobry dla polskich akcji. W ciągu dwóch pierwszych dni bardzo słaby wcześniej WIG zyskał 6,9 proc., a w czwartek stopa zwrotu od końca października wynosiła już +9,5 proc.
Miniony październik był jednym z pięciu najsłabszych w historii WIG (-10,8 proc.). Gorsze były październiki w 1994, 1995, 1997 i 2008 roku. Kupując w tych latach na ostatniej sesji października, „zawsze" (to znaczy cztery razy) byliśmy na WIG-u pół roku później przynajmniej 6,7 proc. „do przodu", a po kolejnych trzech miesiącach przynajmniej 14,5 proc. wyżej niż na koniec takiego słabego października. Problem polega na tym, że obecnie ten program „jazdy obowiązkowej" wykonaliśmy już w dużej mierze w ciągu pierwszych czterech sesji listopada. Można to odbierać jako sugestię, że dalszy ciąg tego miesiąca będzie już znacznie gorszy dla polskich akcji.
Z drugiej wszakże strony dwuletnią ścieżką S&P 500 poprzedzającą wybory prezydenckie, która wykazuje najwyższą wartość współczynnika korelacji z tą z okresu minionych dwóch lat, jest ścieżka indeksu z lat 1978–1980, czyli z okresu dwóch lat przed wyborami, w których zmierzyli się urzędujący prezydent demokrata Jimmy Carter i republikanin Ronald Reagan. To skojarzenie może dziwić, bo w tej analogii Trump to Carter, a Biden to Reagan, ale na razie cały czas dobrze się ona trzyma. Gdyby potraktować tę zabawę historią poważnie, to szczytu ostatniego wzrostu należałoby oczekiwać za 15 sesji. Potem stopniowo nadeszłaby na Wall Street ok. 20-miesięczna bessa kulminująca kolejną głęboką recesją (odpowiednikiem recesji gospodarczej w USA z 1982 r). Na razie pewnie jeszcze długo nie uzyskamy pewności, kto wygrał ostatnie wybory w USA. Co prawda Bidenowi brakuje już tylko sześciu głosów elektorskich do zwycięstwa, czyli w praktyce dowolnego z czterech stanów, w których trwa jeszcze liczenie głosów, ale pewnie należy się liczyć z protestami i ponownym przeliczaniem głosów w kontrowersyjnych stanach. ¶