Co ciekawe, nachylenie amerykańskiej krzywej na odcinku 5–30 lat jest już największe od 2015 r. Wprawdzie banki inwestycyjne prognozowały dotarcie rentowności dziesięciolatki do przedziału 1,3–1,5 proc. w 2021 r., jednak nie zakładały, że wydarzy się to już w I kwartale. Nasuwa się zatem pytanie, czy rynek zbliża się powoli do „progu bólu", przy którym moglibyśmy spodziewać się odreagowania?
Historia zjawiska wystromiania krzywej ma swój początek w listopadowej „euforii szczepionkowej". Po ogłoszeniu przez Pfizera i Modernę przełomu w pracach nad szczepioną rynki w bardzo szybkim tempie zaczęły dyskontować scenariusz ożywienia gospodarczego. Stąd też pojawiły się na rynku zakłady, że w dłuższym okresie istnieje cień szansy na wyższe stopy procentowe. W tym samym czasie pojawiły się również opinie wśród analityków, że w zaistniałej sytuacji amerykańska Rezerwa Federalna nie pozwoli na skokowy wzrost rentowności. Po pierwsze, wysokie rentowności to problem w postaci podwyższonych kosztów obsługi długu skarbowego, który w ubiegłym roku przekroczył 130 proc. amerykańskiego PKB. Po drugie, rentowności powyżej pewnego poziomu stają się niewygodne dla rynków akcji, a w szczególności dla sektora technologicznego, który pozostaje z natury w dużym stopniu zlewarowany.
Inwestorzy jednak nie doczekali się po grudniowym posiedzeniu reakcji FOMC, a ewentualna kwestia zwiększenia skupu obligacji na długim końcu krzywej została przemilczana. Po niespełna trzech miesiącach i 40 pkt baz. wyżej wspomniany temat kontrolowania krzywej na jej długim końcu może powrócić. Niemniej należy zauważyć, że w listopadowych zakładach analityków brakowało wiedzy na temat tego, kto zostanie prezydentem USA oraz czy ogromny pakiet stymulacji fiskalnej trafi w końcu na rynek.
Dziś już wiemy, że prezydentura Bidena rozpocznie się z przytupem, bo w grę wchodzi prawie 2-bln stymulus. Wiemy też, że wspomniany pakiet fiskalny może istotnie wpłynąć na oczekiwania inflacyjne, które regularnie są podwyższane chociażby ze względu na trwającą hossę na rynku surowców. Zatem wydaje się, że Fed nie powinien (przynajmniej przy obecnej atmosferze rynkowej) wychodzić przed szereg, zwiększając skalę interwencji. Nie oznacza to jednak, że rentowności będą rosły w nieskończoność. Wspomniany przedział 1,3–1,5 proc. rentowności amerykańskiej dziesięciolatki jest obszarem, który może przeszkadzać rynkom akcji. Dlatego też korekta spadkowa na rynku akcji dobrze wpisywałaby się we wzrostową korektę na rynku długu.