Wzrost ceny „czerwonego metalu" ponownie przybrał na sile w ostatnich tygodniach i stał się obiektem zainteresowań nie tylko analityków, ale także inwestorów, którzy starają się konfrontować optymistyczne perspektywy fundamentalne z rozgrzaniem tego rynku.
W opublikowanym w połowie kwietnia raporcie przygotowanym przez Goldmana Sachsa 12-miesięczna prognoza ceny metalu została podwyższona do 11 tys. USD/t. W przypadku tego banku jest to co najmniej trzecia rewizja w górę, licząc od II półrocza 2020 r. – w okresie wakacyjnym 12-miesięczna cena docelowa była szacowana na 7,5 tys. USD/t, następnie jesienią została wyznaczona na 9 tys. USD/t, by ostatecznie znaleźć się na wspomnianym poziomie 11 tys. USD/t. W raporcie analitycy Goldmana wskazują, że do 2025 r. cena metalu trwale pokona barierę 10 tys. USD/t i osiągnie wartość 15 tys. USD/t. Podstawową argumentacją są sprzyjające czynniki popytu – do końca 2030 r. zapotrzebowanie na metal wzrośnie w wariancie bazowym o ok. 600 proc., a w wariancie optymistycznym o ok. 900 proc. Liczby te niewątpliwie robią wrażenie, jednak jeżeli odniesiemy je do realizowanych już postpandemicznych inwestycji infrastrukturalnych w Chinach oraz dołożymy do tego plany rozbudowy infrastruktury w USA, a także program Unijnego Funduszu Odbudowy, ich pokrycie w globalnych wydatkach staje się uzasadnione.
Dyskusje na temat aspektów popytu związanych z miedzią coraz bardziej łączone są z tematyką ropy naftowej. Prognozy OPEC wskazują, że popyt na „czarne złoto" w ciągu najbliższych dziesięciu lat osiągnie punkt przełamania, po którym globalne zapotrzebowanie na ten surowiec będzie już tylko spadać. Tymczasem eksperci rynku surowców zakładają, że zjawisko to nie nastąpi bez uprzedniego skokowego wzrostu zapotrzebowania na miedź. Mowa tutaj przede wszystkim o zjawisku upowszechniania transportu elektrycznego, a także alternatywnych źródeł energii, w ramach których nie brakuje komponentów wykonywanych z „czerwonego metalu", nazywanego też coraz częściej „zielonym metalem".
Analizując historyczną korelację zmian cen miedzi i ropy naftowej trudno zidentyfikować istotną zależność. Współczynnik korelacji waha się w przedziale od -0,2 do 0,2 co świadczy o tym, że oba rynki funkcjonowały raczej niezależnie. Wydaje się, że rysujące się trendy w kolejnych latach przyczynią się do tego, że korelacja ta może zmierzać w kierunku ujemnym. Jest to istotne chociażby z punktu widzenia długofalowych trendów inflacji, które w takim układzie niekoniecznie muszą być skazane na permanentny wzrost stymulowany rynkiem surowców przemysłowych. ¶