Mało kto zdaje sobie sprawę, ale WIG20 na przełomie roku wykręcił... rekord. Nie chodzi wcale o rekordowe wartości czy rekordowe obroty, ale rekordową serię kolejnych wzrostowych sesji. Do ostatniego piątku było ich 10. To wyrównanie poprzedniego rekordu z przełomu lutego i marca 1996 roku.
Teraz jednak tę statystyczną ciekawostkę inwestorzy muszą odłożyć na bok i zacząć się przyglądać sytuacji w USA. Bo to właśnie stamtąd przez kolejne trzy–cztery tygodnie będą szerokim strumieniem napływać impulsy, które będą determinować nastroje na globalnych rynkach akcji.
Na pierwszy ogień idzie publikowana w środę inflacja. Według prognoz w grudniu inflacja w Stanach Zjednoczonych przyspieszy do 7,1 proc. z 6,8 proc. w listopadzie, pierwszy raz od 1982 roku przekraczając granicę 7 proc. To, razem z publikowanymi dzień później danymi o inflacji producenckiej, będzie wywierać dodatkową presję na Fed. Szczególnie że galopujące ceny w tempie nieobserwowanym od czterech dekad to już nie tylko problem gospodarczy, ale też społeczny i polityczny.
Stąd środowe dane najpewniej utrwalą przekonanie, że amerykańska Rezerwa Federalna czterokrotnie podwyższy stopy procentowe w tym roku. A to by oznaczało, że pierwsza podwyżka zbliża się dużymi krokami. Dla Wall Street byłby to impuls do pogłębienia spadków, stając się jednocześnie bodźcem do wyprzedaży akcji na rynkach globalnych. Szczególnie na emerging markets, jeżeli na to wszystko nałożyłoby się jeszcze wyraźne umocnienie dolara.
O ile odczyty inflacji mogą zasiać strach, to sezon publikacji wyników przez spółki z Wall Street może dać rynkom akcji nieco wytchnienia. Sezon wystartuje w najbliższy piątek, ale na dobre rozkręci się w kolejnych dwóch tygodniach. Szacuje się, że zyski spółek z indeksu S&P 500 wzrosły w IV kw. 2021 r. powyżej 20 proc., a przychody o około 13 proc. Inwestorzy równie mocno będą przyglądać się wypracowanym wynikom, jaki i oczekiwaniom spółek odnośnie do funkcjonowania w czasach wysokiej inflacji i rosnących stóp procentowych.