Opinie o rosnącej bańce słychać nie od dziś. Kto miałby ją nakręcić?
Dotychczas lokale inwestycyjne były kupowane za gotówkę. Jednak ostatnie dwa kwartały na rynku kredytów hipotecznych okazały się świetne, spodziewany jest skokowy wzrost prognozowanej wartości udzielonych w tym roku pożyczek. Podejrzewam, że powodem tego wzrostu może być właśnie napływ osób, które nie mają wolnych środków, ale decydują się na inwestowanie, zaciągając pożyczkę. Gdyby ta teza się potwierdziła i gdyby przybrało to na sile, stało się powszechne – byłoby to ryzyko.
Tylko 5 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce to lokale wynajmowane w trybie komercyjnym, to niewiele w stosunku do średniej europejskiej. Najwyraźniej w Polsce nie ma większego zapotrzebowania na wynajem, dlatego że najem jest drogi, mierząc stosunkiem czynszu do zarobków. Nie wszyscy jednak mają zdolność kredytową, nie wszyscy chcą kupować teraz mieszkania własnościowe – dlatego nawet przy tych wysokich stawkach lokale są wynajmowane. Rynek jest moim zdaniem sztucznie rozdmuchany przez napływ imigrantów, zwłaszcza zza wschodniej granicy. Niepokoi mnie to, że rata kredytu jest znacząco niższa niż czynsz najmu. To sytuacja nienaturalna i sygnał ostrzegawczy. Ludzie widzą, że czynsze rosną, co może zachęcać do inwestowania w mieszkania na wynajem. Pamiętajmy jednak, że od stycznia część Ukraińców może ruszyć dalej na zachód. Kluczowe jest więc to, by kupowanie mieszkań na cele inwestycyjne nie przybrało postaci owczego pędu.
Ryzyko przegrzania zawsze istnieje, rynek nieruchomości wydaje się bezpieczny i przyjazny, ale zawsze trzeba się dobrze zastanowić, jakie mieszkanie kupić i czy to jest dobry moment. Ja bym się zastanowił.
Deweloperzy tłumaczą, że wzrost cen nie jest zależny od nich, wskazują m.in. na forsowany przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów pomysł wprowadzenia deweloperskiego funduszu gwarancyjnego. Czy taka inicjatywa jest potrzebna?
Ustawa deweloperska podniosła wprawdzie bezpieczeństwo nabywców, ale gdyby taki fundusz powstał, to rynek byłby zdecydowanie bezpieczniejszy. Chodzi o stworzenie sytuacji, by już absolutnie nic nie zagrażało kupującym. Z jednej strony to kusząca perspektywa, ale z drugiej za działalność funduszu zapłacą – prosta sprawa – klienci deweloperów.