Obiecałem sobie, że dziś w TV odpoczniemy od tematu koronawirusa, ale musze o jedną rzecz zapytać. Otóż wielu uważa, że bitcoin powstał dekadę temu, jako odpowiedź na tamten kryzys. Czy w związku z tym może zyskiwać na potencjalnych, negatywnych skutkach pandemii? Bo na razie zachowanie jego kursu na to nie wskazuje.
Przez lata wiele osób traktowało bitcoina i generalnie kryptowaluty jako swego rodzaju bezpieczną przystań. Porównywano go do złota. Mówiono, że to alternatywa dla banksterki. Wydaje mi się jednak, że naiwnym jest myślenie, że bitcoin jest panaceum na wszystkie problemu ekonomiczne tego świata. Nawet jak sobie prześledzimy korelację między tradycyjnymi rynkami a kryptowalutami, to okazuje się, że nie ma prostej zależności. Czasem kurs porusza się tak jak kurs złota, czasem odwrotnie, a czasem jest zupełny brak zależności. To co faktycznie kilka razy się potwierdziło, to sytuacje lokalnych kryzysów np. w Wenezueli czy Indiach, podczas których obywatele tych krajów faktycznie kierowali się ku kryptowalutom. Wtedy pojawiały się spore rozbieżności cenowe.
Teraz mamy jednak nie lokalny, a globalny problem.
Bitcoin reaguje często dość emocjonalnie i gdy pojawia się tak dużego kalibru problem jak pandemia o której mówimy, to i ten rynek nie jest bezpieczny. Choć mimo ostatnich spadków niektórzy sugerują, że bitcoin spadł mniej, więc upatrują w tym przejawów siły i przygotowaniem na nadchodzący halving. Inni z kolei sugerują, że skoro skala przeceny była relatywnie mniejsza, to być może to jeszcze nie koniec wyprzedaży. Trudno przyznać komuś rację. Ale myślę, że inna lekcja jest tutaj bardzo cenna. Otóż zauważyłem, że zazwyczaj w kontekście kryptowalut mówi się w ten sposób, że wszystko będzie dobrze, no chyba, że pojawi się jakiś czarny łabędź. Ale jakoś w duchu nikt nawet nie myśli o jego nadejściu, a tymczasem właśnie się pojawił.