Ktoś złośliwy powie, czemu dopiero teraz, skoro oznaki poprawy w gospodarce były widoczne już od kilku tygodni. Taka jest jednak natura rynków, które wpierw wierzyły, że bank centralny zacznie obniżać stopy procentowe już w I połowie b.r., a teraz coraz częściej nie wykluczają, że kolejnym ruchem będzie podwyżka. Czy jednak ostatnie dane makroekonomiczne uzasadniają aż tak radykalną zmianę postaw? Nie do końca, członkowie FED sami zaznaczali przecież, że gospodarka się podniesie, ale w średnim terminie jej wzrost będzie niższy od potencjalnego, a "kulą u nogi" pozostanie niepewna sytuacja na rynku nieruchomości. Z kolei zachowanie się wskaźników inflacji w ostatnich miesiącach pokazuje, że wkracza ona w okres stabilizacji, chociaż rzeczywiście może nie spadać na tyle wystarczająco, aby zadowolić członków FED. To nie oznacza jednak, że członkowie tego gremium zdecydują się na niemal "samobójczy" podnosząc stopy procentowe, co doprowadziłoby do zarwania się chwiejnego rynku nieruchomości i silnej przeceny na giełdach. Tym samym wydaje się, że niemal pionowy w ostatnich dniach wykres amerykańskich rentowności nie jest do końca uzasadniony i już wkrótce zawita tam wyraźniejsza korekta. Da to przestrzeń do odreagowania przecenionych akcji na giełdach i poprawy nastrojów na rynkach wschodzących. Najbliższe dni mogą być jednak jeszcze nieco nerwowe. Dzisiaj rozpoczyna się maraton danych makroekonomicznych z USA i każdy lepszy od prognozowanego odczyt przynajmniej teoretycznie zostanie odebrany na "plus" dla rentowności obligacji i wzmocni amerykańskiego dolara. Praktycznie można stwierdzić, że większość z tych informacji została już zdyskontowana, a zwyżki rentowności amerykańskich obligacji były przesadzone. Niemniej jednak już o godz. 14:30 warto będzie obserwować dynamikę sprzedaży detalicznej w maju (szacunki 0,6 proc. m/m i 0,7 proc. m/m bez samochodów), a o godz. 20:00 nieco bardziej przekrojowy raport FED na temat sytuacji gospodarczej w poszczególnych okręgach, zwany Beżową Księgą. Kluczowe informacje napłyną jednak dopiero jutro (inflacja w cenach producentów) i piątek (inflacja konsumencka).
Wczoraj notowania EUR/USD zbliżyły się do bariery 1,33, która została pokonana dzisiaj w nocy. Europejskiej walucie zaszkodziły gorsze od oczekiwanej publikacje danych o kwietniowej produkcji przemysłowej. Interesujące było natomiast zachowanie się funta, który wpierw stracił po niższej od oczekiwanej inflacji CPI w maju (2,5 proc. r/r), a później wzrósł do poziomu 1,9780. Środa przyniosła jednak powrót do spadków GBP/USD i o godz. 10:40 notowania były już blisko100 pipsów niżej (1,9685). Z kolei kurs EUR/USD oscylował blisko istotnego wsparcia na 1,3270. Wydaje się, że poziom ten zostanie obroniony i w najbliższych dnach notowania EUR/USD będą stopniowo powracać w okolice 1,3400-1,3420. Taki rozwój wypadków najpewniej pomoże złotemu, który ma szanse ustabilizować się i nieco zyskać w najbliższych dniach. Dzisiaj rano nasza waluta była jednak słabsza, kurs EUR/PLN znalazł się powyżej poziomu 3,84 zł, a USD/PLN zbliżył się do 2,90 zł, czyli poziomu wskazywanego we wcześniejszych analizach na koniec czerwca b.r. O godz. 14:00 na rynek napłyną dane o inflacji konsumenckiej w maju, które jednak nie powinny mieć większego wpływu na notowania o ile wskaźnik CPI będzie zgodny z oczekiwaniami (2,1 proc. r/r). Wyższy odczyt zwiększy szanse na podwyżkę stóp procentowych przez RPP wcześniej niż na jesieni b.r. i pomoże rynkowi długu. Z kolei złotemu w kolejnych dniach powinny pomóc także opublikowane wczoraj dosyć dobre założenia do przyszłorocznego budżetu. Mimo, że kotwica została utrzymana na poziomie 30 mld zł, to jednak należy zauważyć, że uwzględniono w tym założenia reformy klina podatkowego i większa od zakładanej waloryzację świadczeń społecznych. Resort finansów zapewnił także, iż nie wpłynie to na długookresowe założenia programu konwergencji. W związku z powyższymi okolice 3,8450 zł za euro i 2,90 zł za dolara warto będzie wykorzystać do krótkoterminowej sprzedaży walut za złotówki.
Sporządził:
Marek Rogalski
Główny Analityk