W kolejnych godzinach polska waluta zaczęła dosyć wyraźnie tracić na wartości, głównie za sprawą gwałtownie umacniającego się dolara na rynkach światowych, ale także sporej nerwowości na rynkach akcji. To również szczególnie nie dziwiło, gdyż złe nastroje na rynkach bazowych widoczne były już od kilku dni. Najbardziej zastanawiające było dopiero późniejsze, wyraźne umocnienie złotego, które wyniosło kilka groszy. W efekcie złoty "wdrapał" się na nowe rekordy (EUR/PLN 3.65, USD/PLN 2.5650), zwłaszcza względem szwajcarskiego franka, który jest najtańszy od ponad 10 lat (2,1850). Przypisywanie tego tylko nieco lepszemu od oczekiwanego otwarciu się nowojorskiej giełdy, wydaje się być zbyt uproszczone. Wprawdzie dzisiaj rano inwestorzy rzeczywiście powrócili do transakcji carry-trade, co widać było po osłabieniu się japońskiego jena, to jednak nastroje na światowych rynkach akcji pozostają nienajlepsze. Trudno liczyć też na to, aby obawy o kondycję amerykańskiej gospodarki szybko znikły, zwłaszcza, że w najbliższych dniach poznamy kolejne publikacje z newralgicznego rynku nieruchomości (sprzedaż nowych domów na rynku wtórnym i pierwotnym. Także publikowane w ostatnim czasie dane makroekonomiczne z Polski nie do końca uzasadniają tak szybką aprecjację naszej waluty. Wczoraj Główny Urząd Statystyczny zrewidował w dół dane o wzroście gospodarczym w I i II kwartale b.r. (odpowiednio do 7,2 proc. r/r z 7,4 proc. r/r i 6,4 proc. r/r z 6,7 proc. r/r), a dzisiaj rano opublikował nieco gorsze od oczekiwanych dane o sprzedaży detalicznej we wrześniu. Jej dynamika wyniosła 14,2 proc. r/r wobec 17,4 proc. r/r odnotowanych w sierpniu i oczekiwanych przez rynek 16,5 proc. r/r. To w połączeniu z opublikowanymi w ubiegłym tygodniu danymi o produkcji przemysłowej pokazuje, że gospodarka zaczyna stopniowo wyhamowywać. Tezę tę potwierdził także prezes GUS, który przyznał, że dynamika wzrostu w III kwartale b.r. może być niższa. To wszystko sprawia, iż spadają szanse na październikową podwyżkę stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Zwłaszcza, że opublikowana wczoraj inflacja bazowa netto we wrześniu była zgodna z oczekiwaniami i wyniosła 1,2 proc. r/r. Może się zatem okazać, że RPP zdecyduje się na takie posunięcie dopiero w listopadzie, co może doprowadzić do korekty wartości złotego. Dodatkowo wydaje się też, iż inwestorzy pokładają nadmierne oczekiwania, co do możliwych działań podejmowanych przez Platformę Obywatelską. Zapowiedzi radykalnej redukcji deficytu budżetowego dzięki zreformowaniu finansów publicznych, szybszego przyjęcia euro, a także obniżki podatków, rzeczywiście brzmią ambitnie, ale warto pamiętać o tym, że partia Donalda Tuska nie będzie rządzić sama. Wprawdzie "ludowcy" zgadzają się z tym, że potrzebna jest gruntowna reforma finansów państwa, ale już różnią się w szczegółach (chociażby w kontekście likwidacji KRUS). Nie są także zbyt chętni wprowadzeniu podatku liniowego. Kluczowy jest także fakt, iż expose nowego premiera poznamy najwcześniej za miesiąc. Czy zatem złoty w krótkim okresie jest przewartościowany? Wydaje się, że tak, chociaż nie oznacza to bynajmniej radykalnej zmiany trendu, który wciąż pozostaje dosyć silny. Nie można jednak wykluczyć, że w okolicach 3.6350-3.64 za euro i 2.56 za dolara, może pojawić się wyraźniejsza chęć do realizacji zysków.
Kluczowa dla złotego będzie także sytuacja na rynkach międzynarodowych. A tam doszło w poniedziałek do wyraźnego umocnienia się amerykańskiego dolara względem głównych walut. Był to ruch o tyle zaskakujący, zwłaszcza, że po weekendowym spotkaniu grupy G-7 nie padły żadne sformułowania odnoszące się do ostatniej słabości dolara, czy nadmiernej siły euro. W pierwszych godzinach zmiany na rynku dosyć enigmatycznie tłumaczono zamykaniem zyskownych krótkich pozycji w dolarze przez fundusze, w celu pokrywania stratnych pozycji na rynku akcji. Po części zadziałał także efekt psychologiczny, zwłaszcza, że podczas formalnych spotkań nieraz zapadają także różne nieformalne ustalenia. W tym kontekście dosyć zastanawiająca była popołudniowa wypowiedź francuskiego ministra finansów, który przyznał, że uczyniono pewien krok do przodu w celu ograniczenia nadmiernej siły europejskiej waluty. Inwestorzy poznali także opinie szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który przestrzegł przed spadkiem atrakcyjności inwestowania w amerykańskie aktywa w przypadku dalszego osłabiania się amerykańskiego dolara. Rodrigo Rato odniósł się także do możliwych zagrożeń dla europejskiej gospodarki wynikających ze zbyt mocnego euro. Rynek uwzględnił także poniedziałkową wypowiedź prezesa niemieckiego Commerzbanku, który przyznał, że straty z tytułu inwestycji w instrumenty oparte o ryzykowne pożyczki hipoteczne w Stanach Zjednoczonych, mogą być większe niż to wcześniej szacowano. To wzbudziło obawy, co do kondycji pozostałych europejskich banków. Tym samym notowania EUR/USD w ciągu dnia gwałtownie spadły ze swojego szczytu na 1,4348 do 1,4124. Wyraźnie potaniał także brytyjski funt (z 2,0537 USD do 2,0257 USD). Wieczorem rynek zaczął się jednak "podnosić". I tak dzisiaj po godz. 11:00 za jedno euro płacono 1,4208 USD, a za funta 2,0430 USD.
Mimo wczorajszego wyraźnego umocnienia się amerykańskiej waluty za wcześnie jest twierdzić, iż obserwowany w ostatnich tygodniach trend spadkowy "zielonego" względem głównych światowych walut, mógłby się odwrócić. W najbliższych dniach poznamy dane o sprzedaży domów z Stanach Zjednoczonych, a 31 października b.r. FED może po raz drugi obniżyć stopy procentowe zapoczątkowując tym samym nowy cykl. Wydaje się zatem, iż w przypadku EUR/USD, a także GBP/USD jeszcze w tym miesiącu zobaczymy nowe szczyty, a obecne poziomy warto wykorzystywać do kupna euro i funta względem dolara.
Sporządził:
Marek Rogalski