O powodach wzrostów mówi się wiele, ale nie ma tu oczywiście czynnika przewodniego, a to prowadzi głównie do spekulacji. Koniec czerwca skłania do opinii, że wczorajsza zwyżka cen za oceanem miała związek z upiększaniem wyników przez fundusze i innych inwestorów, których uposażenie zależy od tego, jaki plus widnieje przy kwartalnej, czy półrocznej zmianie wartości aktywów. Z drugiej strony wałkowany jest wątek greckiej tragedii zadłużeniowej. Obecnie piłka leży po stronie Greków. Unia Europejska zgodziła się na plan rządu, ale teraz musi on być przegłosowany w greckim parlamencie. Rynki zakładają, że to się stanie. Takie założenie wynika z prostej kalkulacji, że nie uchwalenie programu cięć i prywatyzacji sprawi, że Grecja nie dostanie transzy wsparcia w ramach ubiegłorocznej pomocy oraz nie otrzyma pomocy w ramach drugiej rundy. Innymi słowy zbankrutuje. Jasne jest, że problem wypłacalności Grecji to także problem jej wierzycieli, ale skutki bankructwa dla Greków byłyby znacznie większe niż obecne propozycje wyrzeczeń. Europejski system finansowy przeżyłby, gdyby Grecja upadła, ale wymagałoby to wysiłku. Wysiłku, o którym długo by Grekom pamiętano. Jeśli oczekuje się solidarności, to należy zachowywać się odpowiedzialnie. Jeśli ktoś nie ma ochoty na odpowiedzialność, to nie może oczekiwać, że inni będą wobec niego ponosić koszty. Gra idzie więc nie tylko o miliardy euro już utopione, ale także wizerunek Grecji oraz znacznie więcej miliardów euro, które będą Grecję omijać przez długi czas.

Technicznie sytuacja na początku sesji się nieco poprawi, ale raczej nie na tyle, by doszło do poważnej zmiany. Nastawienie pozostaje negatywne i są niewielkie szanse, by się to dziś zmieniło. Poziomem oporu jest lokalny szczyt na 2812 pkt. Początkowa fala poprawy nastrojów nie pozwoli, by tam sięgnąć, ale reszta sesji wcale nie musi być już równie pomyślna.