Jak widać, w tym roku takiego postępowania nie można byłoby uznać za korzystne. Czy płyną z tego jakieś wnioski? Coś się zepsuło? Czy więc warto z optymizmem patrzeć na kolejne miesiące, czy też powinniśmy się obawiać tego, że zależność się odwróciła?
Jak podaje Mark Hulbert w jednym ze swoich ostatnich tekstów opublikowanych w serwisie MarketWatch, nie ma powodu do budowania wniosków na podstawie tego, co działo się w tym roku. Dobre zachowanie w miesiącach letnich nie ma statystycznie istotnego przełożenia na zachowanie rynku w miesiącach zimowych. Wzrosty w lecie nie są prognostykiem zmian indeksów w okresie od listopada do końca kwietnia. Znana zasada, by pozbywać się akcji w okresie letnim, a kupować je w listopadzie, jest związana z tendencją wieloletnią i obecną na większości rynków akcji na świecie. Ona nie straciła na swojej aktualności tylko dlatego, że w tym roku rynek ma się latem lepiej.
Idąc tym tropem, jeśli ktoś w swojej strategii do tej pory uwzględniał ten czynnik zmian sezonowych, to nie ma powodu, by miał z niego rezygnować. Tym samym wynika z tego, że w przyszłym tygodniu należałoby dokonać zakupów z myślą o przetrzymaniu papierów do końca kwietnia. To w wersji ortodoksyjnej.