Problem szczęścia narodu interesuje nas dlatego, że obydwaj pochodzimy z krajów, które w ostatnich dziesięcioleciach przeszły drogę dynamicznego rozwoju. Na świecie takich państw jest kilkadziesiąt. Chociażby Singapur. Kiedy to państwo powstało w 1965 r., średni dochód na mieszkańca wynosił 500 USD rocznie, co w przeliczeniu na dzisiejsze dolary dawało 2500 USD. Dzisiaj taki kraj plasowałby się gdzieś między Sudanem, Boliwią i Papuą Nową Gwineą. Singapur nie miał żadnych bogactw naturalnych, zmagał się z problemami młodej demokracji, jego mieszkańcy byli bardzo zróżnicowani i zwykle słabo wykształceni. Od tamtego momentu minęło 50 lat. Dzisiaj Singapur należy do najzamożniejszych państw świata, jego gospodarka dynamicznie się rozwija, a na mieszkańca przypada średnio 51 tys. USD rocznie.
Tylko co zrobić, żeby taki kraj mógł dalej się rozwijać? Żeby jego mieszkańcy byli zmotywowani i aktywni? W Chinach jest takie powiedzenie: Bogactwo nie trwa dłużej niż trzy pokolenia. Tymczasem Singapurem rządzi właśnie drugie pokolenie. Podobnie jest w wielu innych krajach Europy i Azji, które w ostatnich dziesięcioleciach się wzbogaciły. Co zrobić, żeby chińska przepowiednia się nie sprawdziła?
Punktem krytycznym jest dochód 5 tysięcy dolarów na osobę
Zespół ekspertów ds. projektów publicznych w The Boston Consulting Group sprawdził, od czego zależy poczucie szczęścia ludzi w różnych krajach. Bo jesteśmy przekonani, że ludzie szczęśliwi są aktywni i zmotywowani, mają w sobie siłę, by działać i osiągać coraz więcej.
Przede wszystkim spojrzeliśmy na to, jak wygląda zależność pomiędzy szczęściem a dochodami. Okazało się, że dla osób, które żyją w biedzie, wzrost dochodów przekłada się natychmiast na poczucie zadowolenia. Każda zmiana, która oznacza poprawę warunków życia, jest odbierana bardzo pozytywnie.