Ze względu na ową naturalną przemienność w przypadku prognozowania takich zjawisk często formułowane są – i jak pokazuje życie, sprawdzają się – mądrości w stylu: „jak wzrosło, to i spadnie, jak spadło, to i wzrośnie". Oczywiście osoby zajmujące się prognozowaniem zawodowo zawsze dodają tu nieco cynicznie: „ale najważniejsze – kiedy i o ile?".
Co zabawne, niewiele owe mądrości odbiegają skutecznością od trzech rodzajów (traktowanych całkiem poważnie) systemów prognoz określanych mianem „prognoz naiwnych". Prognozy naiwne to założenie jednej z zależności: w następnym okresie będzie tak, jak było poprzednio; w następnym okresie zmieni się o tyle, o ile poprzednio; w następnym okresie zmieni się o taki procent jak poprzednio. I żeby nie było wątpliwości: prognozy naiwne sprawdzają się w zdecydowanej większości przypadków (trzeba tylko zgadnąć, którą z trzech reguł wybrać).
Dobrym przykładem na „jak spadło, to wzrośnie" razem z „ale najważniejsze, kiedy i o ile" są ostatnie kwartały naszych perypetii z inflacją. Niską inflacją (w okolicach ledwie 1 proc. w skali roku) cieszymy się od pierwszych miesięcy 2013 r. Wyjątkowo zaś niską (deflacją) od miesięcy letnich roku ubiegłego. Wzrosnąć po poprzednim spadku powinno z co najmniej kilku powodów. Bo żywność (urodzaj/nieurodzaj, embargo/znalezienie innych rynków zbytu), paliwa (taniały/zdrożeją choć trochę), wycena złotego (słabsza niż wcześniej).
Przejdźmy jednak do tego „kiedy i jak mocno?". Na początku roku wiodący wydawał się scenariusz mówiący o tym, że z deflacją pożegnamy się jeszcze wiosną, w końcu roku inflacja będzie już w okolicach dolnych widełek celu inflacyjnego (1,5 proc.), a stabilizować się będzie gdzieś nieco powyżej 2 proc. Późną wiosną oczywiste było, że z deflacją pożegnamy się jesienią, w końcu roku inflacja wyniesie około 0,5– 0,8 proc. , docelowy zaś poziom jej stabilizacji to okolice 1,5–1,8 proc. Teraz widać, że owo mityczne „kiedy" regularnie nam ucieka. Grudzień wciąż może być na minusie, a poziom docelowej stabilizacji inflacji plasuje się istotnie poniżej dolnych widełek celu inflacyjnego (1,5 proc.).
Być może oszacowanie tego „kiedy i jak mocno" przyniosą wyniki najnowszej projekcji inflacji, jaką na obecnym posiedzeniu oglądają członkowie RPP, a my, zwykli zjadacze chleba, poznamy 9 listopada. Zazwyczaj na projekcję czekam umiarkowanie cierpliwie. Tym jednak razem lepszym określeniem byłoby używane niegdyś w powieściach dla dorastających panienek „z wypiekami ...".