Do środowych notowań inwestorzy na warszawskiej giełdzie podchodzili w mieszanych nastrojach. Z jednej strony dwie sesje solidnych wzrostów rozbudziły nadzieje na kontynuację zwyżek, z drugiej zaś gracze mieli na uwadze, że dzień wcześniej pod koniec sesji podaż zaczęła o sobie przypominać. Co prawda WIG20 miał spory zapas wypracowany w ciągu dnia i ostatecznie zakończył dzień na plusie, jednak można było to potraktować jako sygnał ostrzegawczy.
Obawy o to, że już na starcie środowej sesji podaż będzie próbowała zepchnąć WIG20 na niższe poziomy okazały się bezpodstawne. W pierwszej godzinie handlu indeks największych spółek naszego parkietu zyskiwał około 0,4 proc. Jak się jednak później okazało było to wszystko na co tego dnia było stać byki.
Przez kolejne kilka godzin handlu WIG20 oscylował przy poziomie zamknięcia z środy. Niestety w ostatnich fragmentach sesji wtorkowe demony powróciły. Znów bowiem na rynku zaczęła się wyprzedaż akcji. Tym razem jednak WIG20 nie miał żadnego buforu bezpieczeństwa w związku z tym w ostatniej godzinie handlu zaczął wyraźnie tracić na wartości. Inna sprawa, że nie pomagało mu również otoczenie. Główne europejskie rynki przez większość dnia była na minusach, chociaż były one niewielkie. Oscylowały przy poziomie 0,2 - 0,3 proc. Nie pomogli także Amerykanie, którzy dzień zaczęli od niewielkiej przeceny.
WIG20 zdany był więc sam na siebie, a to oznaczało, że trzeba się pogodzić się ze spadkami. I faktycznie nie udało się ich uniknąć. WIG20 ostatecznie stracił 0,9 proc., a kulą u nogi okazały się dla tego indeksu spółki energetyczne. PGE w ciągu dnia traciło około 5 proc. Wyraźnie taniały także papieru Tauronu oraz Energi.
Marnym pocieszeniem jest to, że największe spółki nie były osamotnione w spadkach. Na czerwono świecił także indeks mWIG40 oraz sWIG80. W przypadku tego drugiego wskaźnika spadki przekraczały nawet 1 proc. Nie jest to jednak zaskoczeniem. W segmencie małych firm od kilku miesięcy mamy do czynienia z regularną przeceną.