Jeden z moich kolegów porównał ówczesną reakcję rynków do sytuacji, w której na wieść, iż dzięki poprawie stanu zdrowia kroplówka zostanie odłączona, pacjent mdleje.

Wprowadzenie szczepionki i wychodzenie gospodarek z głębokiej, covidowej recesji są dość mocnymi podstawami do założenia, iż stopy procentowe będą wzrastać. Jednak to, co dzieje się na rynkach obligacji od mniej więcej początku lutego, zaskakuje skalą i tempem. Dziesięcioletnie papiery mają rentowność wyższą o 38 pkt baz. w USA i 22 pkt baz. w Niemczech i to już po piątkowym odbiciu się od lokalnych szczytów. Stromość krzywej dochodowości 5–30 lat wzrosła na obu rynkach o ok. 10 pkt baz.

Za ruchem rentowności w górę stoi wzrost oczekiwań inflacyjnych. Oznacza to, że wyższe nominalne stopy zwrotu są w głównej mierze skutkiem wzrostu stóp realnych. Fakt, iż krzywe są coraz bardziej strome oznacza także, iż wzrosła premia terminowa.

To co różni sytuację za oceanem i w Europie to wzrost rentowności także na krótkim końcu krzywej w USA. Oznacza to, że o ile w strefie euro rynek nie widzi perspektyw wzrostu stóp banku centralnego, o tyle w USA już w horyzoncie trzech miesięcy dyskontowany jest ich wzrost o 15 pkt baz. Stoi to w jawnej sprzeczności z sygnałami, które płyną ze strony Rezerwy Federalnej. Biorąc pod uwagę, z czym tym razem walczą banki centralne, obstawiałbym, że rynek jest w błędzie.