Wszystko oczywiście za sprawą wybuchu wojny. Nagle znalazły się one w centrum uwagi, a inwestorzy szczególnie bacznie zaczęli przyglądać się m.in.notowaniom pszenicy. Od początku roku jej cena podskoczyła już o prawie 30 proc., a trzeba mieć na uwadze, że i tak w ostatnim czasie na rynku tym doszło do korekty ruchu wzrostowego. W poniedziałek jednak jej cena znowu rosła, przekraczając 10 USD za buszel. Ponownie bowiem przypomniały o sobie fundamenty.
– Główną przyczyną wyższych cen pszenicy są dane, które pojawiły się z Ukrainy. W niedzielę tamtejsze Ministerstwo Gospodarki podało, że eksport zbóż z Ukrainy w marcu był cztery razy niższy niż w lutym. Eksport kukurydzy wyniósł 1,1 mln ton, zaś eksport pszenicy 309 tys. ton. Dla przypomnienia: jeszcze w sezonie 2020/2021 Ukraina była czwartym największym eksporterem zbóż na świecie. Jednak ze względu na walki, toczące się m.in. w południowej części tego kraju, sparaliżowany został eksport zbóż drogą morską, a Ukraina dwoi się i troi, by w jak największym stopniu wykorzystać inne opcje, m.in. transport drogą kolejową – podkreśla Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ. Jak jednocześnie zauważa, reakcja na takie dane była mimo wszystko bardzo stonowana, co może świadczyć o tym, że inwestorzy spodziewali się tego typu odczytu.
– Inwestorzy oczekiwali istotnego spadku produkcji i eksportu pszenicy oraz innych zbóż w Ukrainie – co jest zrozumiałe w obliczu toczącej się w tym kraju wojny – dodaje Sierakowska.
Oczywiście biorąc pod uwagę znaczenie rynku ukraińskiego dla pszenicy, temat wojny pozostanie kluczowym elementem całej układanki. Nieco po ponad miesiącu nadal trudno jest oszacować, nawet po publikacji ostatnich danych, z jak dużym niedoborem tego towaru będziemy mieli do czynienia w przyszłości. Niewykluczone więc, że ostatnie uspokojenie nastrojów na tym rynku może okazać się jedynie chwilowe. Tegoroczny szczyt jest jednak jeszcze stosunkowo daleko. Przypomnijmy, że na początku marca cena pszenicy przebiła poziom 13,6 USD za buszel. Potencjalna deeskalacja konfliktu mogła być jednak mocnym pretekstem, by jeszcze dalej oddalić się od szczytu i powiększyć korektę zapoczątkowaną w połowie marca.