W pierwszej chwili inwestowanie w kontrakty terminowe często kojarzyć się może przede wszystkim z tzw. strategią day-trading, czyli niezwykle aktywnym obracaniem instrumentami pochodnymi, nawet wiele razy dziennie, przy zastosowaniu bardzo dużej dźwigni finansowej (osiąganej poprzez inwestowanie nawet całej dostępnej gotówki w depozyt zabezpieczający).
Faktycznie takie oblicze rynku przynajmniej w pewnym stopniu dotyczy najbardziej popularnych na warszawskiej giełdzie futures na indeks WIG20. W ostatnich tygodniach normą są sesje, na których wolumen obrotu tymi instrumentami przekracza 70 proc. liczby pozycji otwartych na koniec poprzedniego dnia. Taki współczynnik obrotu trudno byłoby sobie na dłuższą metę wyobrazić w przypadku jakichkolwiek akcji.
[srodtytul]Nie tylko day-trading[/srodtytul]
Day-trading to jednak niejedyne oblicze rynku futures. Inną grupę uczestników handlu pochodnymi stanowią inwestorzy średnioterminowi podążający za trendami w perspektywie nie godzin, lecz wielu tygodni lub nawet miesięcy. To strategia cechująca się nieporównywalnie mniejszą aktywnością, ale niekoniecznie mniej atrakcyjna. Dla inwestorów stosujących takie podejście duża krótkoterminowa zmienność notowań - która jest zaletą dla day-traderów - niekoniecznie jest pożądana. Wręcz przeciwnie, cenna jest raczej stabilność i trwałość trendów.
Wyjaśnijmy to na prostym przykładzie. Załóżmy, że kurs danego instrumentu w trakcie 5 tygodni wzrósł ze 100 do 120 zł. Ważne jest przy tym, w jaki sposób kurs zachowywał się w tzw. międzyczasie. Załóżmy, że w wariancie A rósł bardzo stabilnie (na koniec poszczególnych tygodni osiągnął odpowiednio poziomy: 104, 108, 112, 116, 120). Z kolei w wariancie B kurs podążał znacznie bardziej krętą ścieżką (105, 111, 104, 114, 120). Ostateczny wynik jest co prawda ten sam, ale w wariancie B silny spadek w trzecim tygodniu mógłby wprowadzić sporo zamieszania, skłaniając inwestora wręcz do wycofania się z rynku.