Mity giełdowe, czyli jakich błędów unikać w przyszłości?

Przerwanie dobrej passy na warszawskiej giełdzie nie jest powodem, by na dobre porzucać inwestowanie w akcje. Równocześnie stanowi dobrą lekcję na przyszłość. Jakich błędów unikać, by wychodzić na swoje?

Aktualizacja: 28.02.2017 03:03 Publikacja: 27.03.2008 10:15

Długotrwała hossa, która panowała na warszawskim parkiecie do połowy 2007 r., doprowadziła do powstania wielu mitów na temat skutecznego inwestowania, w czym nie bez winy są niektóre instytucje finansowe, które utwierdzały klientów w błędnych poglądach. Późniejsze załamanie koniunktury obaliło te mity, ale jednocześnie przyczyniło się do powstania nowych. Prześledźmy, jakie błędne "teorie" zadomowiły się na rynku w czasie hossy, a które dopiero zaczynają zdobywać popularność.

[b]1. mit: Kursy akcji nie mogą spaść,

ponieważ koniunktura w gospodarce jest dobra, a spółki poprawiają

wyniki finansowe[/b]

W czasie gdy pierwsza fala trendu spadkowego w czerwcu i lipcu 2007 r. sprowadziła WIG w dół o 18 proc., dane gospodarcze były znakomite - przykładowo roczne tempo wzrostu sprzedaży detalicznej sięgało 16-17 proc. Te rozbieżności utrzymały się zresztą znacznie dłużej - w połowie stycznia WIG znajdował się już 34 proc. poniżej historycznego szczytu. Tymczasem w tym samym miesiącu roczne tempo sprzedaży sięgnęło 20,9 proc.!

Błędem byłoby jednak sądzić na tej podstawie, że rynek akcji to "kasyno" - kursy akcji spadły wbrew dobrej koniunkturze gospodarczej z dwóch powodów. Po pierwsze początkowo były skrajnie przewartościowane (przykładowo wskaźnik cena/zysk dla spółek z mWIG40 przekraczał 30). Po drugie, warszawska giełda nie ustrzegła się przed zgubnym wpływem zamieszania na światowych rynkach finansowych.

[b]2. mit: Każda korekta spadkowa to dobra okazja do kupna

przecenionych akcji[/b]

To mit, który ugruntował się w połowie 2006 r. Po silnym, ale krótkotrwałym krachu w maju 2006 r. indeksy szybko odrobiły straty i rosły równie szybko jak wcześniej. Ten fakt wywołał zjawisko, które ekonomiści nazywają oczekiwaniami adaptacyjnymi - oznacza to, że inwestorzy oczekują, że przyszłość będzie wyglądała tak jak niedawna przeszłość. Kiedy więc WIG zanurkował w połowie 2007 r., powszechna stała się teza, że jest to korekta na wzór tej z połowy 2006 r. Oczekiwaniom adaptacyjnym ulegli nie tylko niedoświadczeni inwestorzy, którzy niedawno pojawili się na rynku, ale w pewnym stopniu również niektórzy analitycy oraz sprzedawcy produktów finansowych (takich jak jednostki funduszy inwestycyjnych), którzy zachęcali nie tylko do trzymania, ale kupowania akcji tylko dlatego, że ich kursy zaczęły spadać. O ile strategia ta sprawdzała się od początku 2003 r., to mało kto pamiętał, że w latach 2000-2002 kupowanie akcji tylko dlatego, że ich kurs spadał, mogło się zakończyć drastycznymi stratami. Można przypuszczać, że na skutek spadków trwających od ponad ośmiu miesięcy oczekiwania adaptacyjne nie tyle zmieniają się w racjonalne, ile odwracają się o 180 stopni - rośnie liczba inwestorów, którzy całkowicie przestają wierzyć w perspektywy rynku akcji.

[b]3. mit: Jeśli przepłaciłeś za akcje, to i tak warto je trzymać na

długi okres, bo kurs każdego waloru prędzej czy później da zarobić[/b]

Teza ta nabrała popularności w momencie, gdy sprzedawcy produktów inwestycyjnych zdali sobie sprawę, że korekta wbrew zapewnieniom zaczyna przeradzać się w trend spadkowy. Niestety, twierdzenie to jest bardziej oparte na zasłyszanych obiegowych opiniach niż na "twardych danych". Faktem jest to, że w długim okresie akcje przynoszą zyski - to prosta konsekwencja tego, że gospodarka rynkowa mimo przejściowych recesji rozwija się w tempie szybszym niż inflacja. Niestety, sprzedawcy produktów finansowych zapomnieli przy tym dodać, że jeśli akcje kupuje się bardzo drogo (czyli tak jak w pierwszej połowie 2007 r.), to długi okres naprawdę potrafi być długi, by inwestycja taka się zwróciła (zwłaszcza uwzględniając inflację). Przykłady można by mnożyć. Amerykański indeks S&P 500 ma taką samą wartość, co około dziewięciu lat temu, i wyraźnie niższą niż osiem lat temu, kiedy zenitu sięgał boom spekulacyjny, a wyceny wielu spółek były "kosmiczne". Indeks WIG potrzebował aż czterech lat, by powrócić do szczytu z 2000 r. Wbrew popularnemu poglądowi kursy niektórych spółek nigdy nie powróciły do rekordów z tamtego okresu. I nie dotyczy to tylko podrzędnych firm o niewielkim znaczeniu dla całego rynku, ale choćby takiego giganta jak Telekomunikacja Polska, której notowania do tej pory nie zdołały odrobić strat z lat 2000-2001.

[b]4. mit: Im mocniej spadnie kurs, tym mocniej się odbije[/b]

Opieranie się na takiej łudząco przekonującej zasadzie przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych to przy niekorzystnych warunkach rynkowych dobry sposób na spore straty. Co prawda w którymś momencie notowania nawet najsłabszych spółek się odbijają, tyle tylko że nikt nie wie, czy do owego odbicia dojdzie, zanim kurs nie spadnie o kolejne 10, 20,30, a może 50 proc. Przykładowo po pierwszej fali bessy w sierpniu 2007 r. pojawiły się oczekiwania, że bohaterem nadchodzącego odbicia będą spółki z sektora nieruchomości, które należały do najbardziej "poszkodowanych" przez spadki. Czy te oczekiwania się sprawdziły? Licząc od sierpniowego dołka, przez kolejne pięć miesięcy indeks WIG-Deweloperzy zanurkował o kolejne 24 proc.

Podczas gdy wszystkie te mity upadły wraz z nabraniem siły przez trend spadkowy, to ich miejsce zajmują kolejne, które również oparte są na nietrafionych tezach. Oto przykłady:

[b]5. mit: Inwestorzy, którzy kupowali akcje u szczytów hossy,

popełnili wielki błąd[/b]

Stwierdzenie to byłoby prawdziwe tylko wówczas, gdyby w połowie 2007 r. było oczywiste, że rynek czeka w najbliższej przyszłości krach. Tymczasem wcale nie było to takie oczywiste. Owszem, akcje były bardzo drogie, ale to samo można było powiedzieć w ciągu poprzednich kilkunastu miesięcy. Wbrew pozorom postępowanie inwestorów niekoniecznie było nieracjonalne. Kupowali oni akcje, ponieważ ich kursy szybko szły w górę. To znana od dawna strategia (zwana podążaniem za trendem) polegająca na wykorzystaniu impetu, czy też momentu panującego na rynku. Można ją streścić jako następującą zasadę: "kupuj akcje, nawet jeśli są drogie, gdy nastroje na rynku wskazują, że akcje te mogą jeszcze bardziej podrożeć". Dlaczego zatem dla wielu inwestorów przygoda z rynkiem akcji skończyła się boleśnie? Ponieważ zapomnieli oni o drugiej zasadzie, która składa się na tę strategię. Brzmi ona "sprzedaj akcje, gdy pojawią się oznaki załamania trendu". Takie oznaki pojawiły się w lecie 2007 r. i wielu inwestorów je zignorowało (licząc na szybkie odbicie). Kupowali akcje, bo ich kursy rosły, ale nie byli gotowi (pod wpływem wspomnianych oczekiwań adaptacyjnych), by je sprzedać (nawet ze stratą), gdy notowania zamiast rosnąć, zaczęły spadać.

[b]6. mit: Skoro kursy akcji spadają,

to nie warto ich kupować[/b]

Taka teza jest prawdziwa jedynie połowicznie. Faktycznie, zgodnie z tym, co pisaliśmy w punkcie 2 i 3, kupowanie akcji tylko dlatego że ich cena spada, jest nieracjonalne. Dlaczego zatem najbogatszy inwestor giełdowy świata Warren Buffett zbudował imperium finansowe, kupując akcje tracące na wartości? Dlatego że kupował (i nadal kupuje) walory nie z prostego powodu, że kursy spadają, ale ponieważ dostrzega inne, fundamentalne powody. Te powody to przede wszystkim niska wycena. Jeśli akcje kosztują mało na tle wypracowywanych przez spółkę zysków, jej przychodów czy też kapitałów, to jest to powód do zakupu akcji w przypadku tzw. strategii inwestowania w wartość (value investing). Różnicę między inwestowaniem w wartość a inwestowaniem tylko dlatego że kurs spada, łatwo wytłumaczyć na prostym przykładzie zaczerpniętym z modnego w pierwszej połowie 2007 r. rynku nieruchomości. W końcu stycznia 2007 r. notowania certyfikatów Funduszu Rynku Nieruchomości Arka zostały przez inwestorów wywindowane powyżej 190 zł. Później zaczęły szybko tanieć. Gdyby kierować się prostą zasadą "kupuj, bo kurs spada", to należałoby np. nabyć certyfikaty po spadku o około 10 proc., do 170 zł. Problem w tym, że później potaniały one jeszcze bardziej - aż do 128 zł (czyli o kolejne 25 proc.).

Jak sytuacja wyglądała natomiast z punktu widzenia strategii inwestowania w wartość, dla której sam spadek kursu jest niewystarczającym powodem do zakupów? U szczytów hossy certyfikaty Arki kosztowały prawie 60 proc. więcej niż przypadające na nie aktywa netto funduszu (które w tym przypadku można przyjąć za dobry wyznacznik wartości). Dopiero gdy kurs spadł do nieco powyżej 130 zł, stał się on niższy od wartości aktywów netto. Dopiero wtedy pojawiła się okazja do "zainwestowania w wartość".

[b]7. mit: Spadki na giełdzie oznaczają,

że lepiej dać sobie spokój

z inwestowaniem w akcje i wrócić na rynek, kiedy nadejdą lepsze czasy[/b]

I w tym przypadku jest to jedynie połowiczna prawda. Faktycznie, dla inwestorów liczących na zyski w perspektywie kilku czy nawet kilkunastu miesięcy okres bessy jest bardzo niesprzyjający. Jednak ci, którzy systematycznie odkładają oszczędności, absolutnie nie powinni rezygnować z lokowania w akcjach. Jak wynika z naszych obliczeń, inwestowanie co miesiąc 1000 zł w trakcie poprzedniej długotrwałej bessy panującej od marca 2000 r. do marca 2003 r. w akcje trzech najmocniejszych i trzech najsłabszych spółek z WIG20 (tzn. takich, które przyniosły najwyższe i najniższe stopy zwrotu w czasie owej bessy) pozwoliło w zaledwie rok po rozpoczęciu późniejszej hossy pomnożyć sumę oszczędności o 75 proc.

Inwestycje
Kacper Nosarzewski, 4CF: W poszukiwaniu czarnych łabędzi
Inwestycje
Amerykańskie akcje większy zysk przynoszą w okresie od listopada do kwietnia
Inwestycje
Czy warto pozbywać się akcji w maju?
Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej