ROE to jeden z tych terminów, które są w obowiązkowym elementarzu każdego adepta analizy fundamentalnej. Trudno sobie wyobrazić ocenę dokonań i atrakcyjności spółek bez tej popularnej miary. Postaramy się wyjaśnić niuanse związane z tym wskaźnikiem.
Prostota to zaleta
ROE to angielskojęzyczny skrót od słów: return on equity, co dosłownie oznacza zwrot (rentowność) na kapitale własnym. Wskaźnik ten oblicza się, dzieląc zysk netto wypracowany przez spółkę (zazwyczaj w okresie jednego roku obrachunkowego lub kolejnych 12 miesięcy czy też kolejnych czterech kwartałów) przez kapitały własne (zwykle przyjmuje się ich średnią wartość z końca i początku badanego okresu, chociaż ROE bywa też obliczane wyłącznie na podstawie kapitałów z początku okresu). Obydwie pozycje bierze się wprost ze sprawozdań finansowych spółek. To jedna z zalet wskaźnika – do jego obliczenia nie są potrzebne żadne szacunki czy subiektywne prognozy.
Nie oznacza to wszakże, że zawsze obejdzie się bez dodatkowych obliczeń. Często jest tak, że aby uzyskać jak najświeższe dane na temat ROE, trzeba się trochę napracować. Przykładowo, jak obliczyć wskaźnik po trzecim kwartale danego roku? Posiłkowanie się zyskiem netto z poprzedniego roku kalendarzowego nie miałoby z punktu widzenia inwestorów większego sensu, bo byłyby to dane już mało aktualne, zwłaszcza w przypadku spółek cechujących się dynamicznymi zmianami. Można sobie wyobrazić w tej sytuacji obliczenie ROE na podstawie zysku tylko za III kwartał, ale to nie najlepsze rozwiązanie, bo część spółek cechuje się sezonowością wyników – jedne kwartały są regularnie lepsze od innych. Optymalnym rozwiązaniem jest ustalenie, ile dana firma zarobiła w ciągu kolejnych czterech kwartałów. W naszym przykładzie trzeba by dodać do siebie zyski z trzech kwartałów danego roku (często zadanie jest o tyle ułatwione, że spółki podają dane narastająco od początku roku) oraz z czwartego kwartału poprzedniego roku (tu z kolei czasem pojawia się dodatkowa komplikacja, bo część spółek w ogóle nie podaje wyników?za IV kw. – trzeba je szacować m.in. na podstawie raportu rocznego).
Skoro przebrnęliśmy już przez kwestię obliczania ROE, czas zająć się sprawą najważniejszą – interpretacją i zastosowaniem. Wskaźnik ten ma za zadanie pokazywać, jak efektywnie dana spółka obraca swoimi kapitałami własnymi, czyli pieniędzmi powierzonymi jej przez akcjonariuszy oraz zakumulowanymi do tej pory zyskami. ROE można traktować więc jako swoistą stopę zwrotu, co jest kolejną zaletą z inwestycyjnego punktu widzenia.
Stopa zwrotu dla akcjonariuszy
Teoretycznie sprawa jest prosta – aby istnienie i działalność danej spółki miały sens, jej ROE powinno przekraczać oprocentowanie lokat bankowych czy też rentowność obligacji skarbowych (przy czym przy porównaniach w grę wchodzą podatki). Jeśli tak nie jest, to może lepiej byłoby zlikwidować spółkę i wypłacić pieniądze ze sprzedaży majątku akcjonariuszom, tak by mogli po prostu ulokować je w banku lub zainwestować w inne projekty?