Kontynuujemy nasze rozważania dotyczące postrzegania giełdy i zmian kursów akcji przez pryzmat matematycznego prawdopodobieństwa. Przed tygodniem zajmowaliśmy się pojęciami takimi jak odchylenie standardowe i rozkład normalny. Pokazaliśmy, że za pomocą tych narzędzi można całkiem nieźle wytłumaczyć zmiany kursów akcji, a zarazem dobrać sobie pożądany udział akcji w portfelu inwestycyjnym.
Tym razem spróbujemy „zdynamizować" te zagadnienia. Postaramy się pokazać, w jaki sposób pojęcia takie jak odchylenie standardowe mogą się przekładać na poziom kapitału wraz z upływem czasu, bo to właśnie to przecież ostatecznie najbardziej interesuje każdego inwestora. Jakich zysków z inwestycji w akcje można oczekiwać po upływie określonego czasu? Jaki będzie poziom kapitału w zależności od tego, ile zainwestujemy w akcje?
Przeszłość wskazówką
Historyczne stopy zwrotu to materiał, na którym bazują zwykle analitycy poszukujący odpowiedzi na temat tego, co może czekać rynki w przyszłości. Obliczyliśmy, że począwszy od 1997 r. średnia roczna stopa zwrotu z indeksu WIG wyniosła prawie 7 proc. powyżej inflacji (w niniejszym artykule będziemy się posługiwać wyłącznie takimi realnymi stopami zwrotu, tak aby nasze wywody były niezależne od zmieniającego się tempa inflacji). Innymi słowy, akcje dawały realne zyski, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę rozwój polskiej gospodarki.
Skoro mamy tę liczbę, to pojawia się pokusa, by potraktować ją dosłownie w prognozach na przyszłośź, tzn. założyć, że rok po roku WIG będzie rósł o owe 7 proc. w ujęciu realnym. Czyli np. jeśli zainwestowaliśmy w akcje (mówiąc „akcje", mamy tu na myśli zdywersyfikowany portfel podobny do składu WIG, którego zmiany służą do wszystkich wywodów w niniejszym artykule) 10 tys. zł, to możemy obliczyć, że po np. trzech latach kwota ta powinna urosnąć o około 22,5 proc. w ujęciu realnym, czyli do poziomu 12250 zł (wszystkie obliczenia w niniejszym tekście pomijają dla uproszczenia podatki od dochodów kapitałowych).
Niestety taka prosta metoda jest w praktyce dość naiwna. Problem polega na tym, że przecież zyski z akcji wcale nie są równomiernie rozłożone w czasie. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Weńmy choćby pod uwagę 2008 rok, kiedy WIG runął aż o 50 proc., kasując zyski inwestorów z poprzednich lat. Ktoś, kto na początku 2008 r. zakładał, że przez rok jego portfel urośnie o 7 proc. w ujęciu realnym, musiał się bardzo rozczarować. Akcji nie można oczywiście traktować tak jak bezpiecznych instrumentów, które rok po roku przynoszą podobne, w miarę przewidywalne stopy zwrotu. Stwierdzenie to wydaje się banalne, ale przecież jeszcze kilka lat temu niejeden Polak uwierzył w wypowiadane przez tzw. doradców finansowych zapewnienia o tym, że akcje będą przynosić duże systematyczne zyski. Historycznie odchylenie standardowe realnych rocznych stóp zwrotu z WIG przekracza aż 27 proc.