Ocena spółek finansowych (banków, ubezpieczycieli czy windykatorów) różni się znacznie od analizy spółek z innych sektorów. – Podstawowa różnica polega na tym, że rachunek zysków i strat banku w bardzo niewielkim stopniu odzwierciedla rzeczywiste przepływy pieniężne w banku. Jeżeli klient przynosi pieniądze do firmy produkcyjnej, z reguły jest to przychód tej firmy, a jeżeli spółka dystrybucyjna płaci dostawcy, z reguły jest to koszt dla tej spółki. Zupełnie inaczej wygląda to w banku – mówi Kamil Stolarski z Espirito Santo Investment Bank.
– Depozyty, czyli pieniądze przyniesione do banku przez klienta, nie są przychodem banku. Główną kategorią przychodów bankowych jest wynik odsetkowy netto, który jest różnicą pomiędzy ratami odsetkowymi, które bank otrzymał od klientów, a kosztami odsetkowymi depozytów, które bank wypłacił innym klientom. Dodatkowo jedna z głównych pozycji kosztowych, czyli koszty ryzyka, ma również charakter niepieniężny – tłumaczy analityk.
Przede wszystkim ROE
Mała wartość informacyjna rachunku wyników w ocenie sytuacji banku sprawia, że analitycy bankowi znacznie większą uwagę przykładają do bilansu banku, a zwłaszcza do jego jednej pozycji – kapitałów własnych banku. Dlatego kluczowym wskaźnikiem przy ocenie spółek bankowych jest stopa zwrotu z kapitału własnego (ROE). W pierwszej kolejności to właśnie na ten wskaźnik należy zwrócić uwagę.
– Analitycy giełdowi wykorzystują dwie fundamentalne metody wyceny banków: model zdyskontowanych dywidend oraz model zdyskontowanych zysków rezydualnych (druga metoda jest bardziej popularna w Polsce). Obie metody sprowadzają się do określenia właściwego mnożnika, przez który zostanie przemnożona wartość kapitałów. A sam mnożnik zależy od relacji oczekiwanej rentowności ROE względem szacowanej wartości kosztu kapitału – mówi Kamil Stolarski.
Do wyceny relatywnej banków używa się dwóch mnożników, przede wszystkim C/WK (cena do wartości księgowej) koniecznie z uwzględnieniem ROE oraz najprostszego C/Z (cena do zysku).