Gdzie nie spojrzeć, tam widać argumenty za inwestowaniem- "trend is your friend" w USA, najlepsza od lat koniunktura gospodarcza w Europie, wciąż spory dystans do nadrobienia wycen na rynkach wschodzących, względem rozwiniętych...
Żyć nie umierać (śmiech). Bardzo mi to przypomina 2007 r. Minęło 10 lat i jesteśmy w podobnym miejscu. Wtedy też rok kończyliśmy w doskonałych nastrojach, trudno było znaleźć argumenty przeciwko inwestowaniu w akcje. Osobiście nie czuję się komfortowo z taką retoryką. Zdecydowanie lepiej się czułem po referendum ws. Brexitu z nieuzasadnionym rewidowaniem prognoz w dół, co trudno było wytłumaczyć. Tymczasem nie wszystko wygląda tak różowo, np. w Chinach, gdzie właśnie zakończył się kongres Partii. Odbywa się on raz na pięć lat i często okazuje się, że po tym wydarzeniu polityka chińskiego rządu robi się bardziej restrykcyjna, wiadomo - sam kongres musi przebiegać w spokojnej atmosferze. Nie zdziwiłoby mnie spowolnienie w Państwie Środka w przyszłym roku. Pojawiły się już zapowiedzi walki z zanieczyszczeniem środowiska, co jest ogromnym problemem w Chinach. Wiemy też jako bardzo ta gospodarka jest zalewarowana, jak dużo jest kredytu, udzielonego również poza systemem bankowym. Z kolei w USA zwróciłbym uwagę na niefortunny moment przeprowadzenia reformy podatkowej. Wzrost gospodarczy jest relatywnie wysoki jak na możliwości gospodarki, a reforma podatkowa ma ten wzrost dodatkowo przyspieszyć. Moim zdaniem przełożenie nie jest takie proste - nie widzę związku między obniżeniem firmom podatków, a zwiększeniem ich produktywności. Nie w tym momencie. To będzie bardziej jednorazowy impuls wzrostu zysków spółek, ale tylko niektórych. Na przykład branża technologiczna może się trochę gorzej zachowywać, bo tam efektywna stopa podatkowa jest stosunkowo niższa, niż u przedstawicieli innych sektorów. Widać, że kapitał już szuka nowych pomysłów.
Jednym słowem to dobry moment na realizację zysków z inwestycji w akcje?
Jesteśmy już w końcowym etapie hossy, trzeba zacząć myśleć o szykowaniu się na gorsze czasy. Nie twierdzę, że na akcjach nie da się zarobić, ale lepiej unikać tych rynków, gdzie wyceny są już wyśrubowane, jak USA. Trudno uznać, żeby 2018 r. mógł być równie dobry, jak 2017 r., bo - jak powiedzieliśmy - mijający rok był pod względem hossy wyjątkowy. Oczywiście są rynki, branże, segmenty, które wciąż zachęcają do szukania okazji inwestycyjnych. Jednym z nich są nasze małe spółki. Aczkolwiek, też nie wydaje mi się, żeby 2018 r. miał się okazać dla "misiów" bardzo udany. Nie nastawiałbym się na dwucyfrowe stopy zwrotu - w obliczu rosnących kosztów pracy i wyczerpaniu potencjału spadkowego cen surowców, "maluchy" mają problem z marżowością i pod tym względem nic się raczej diametralnie nie zmieni.
Brakuje mi w prognozach na 2018 r. wątków politycznych, szczególnie koreańsko-amerykańskich. Rok temu Bóg wie jak przejmowaliśmy się serią wyborów prezydenckich i parlamentarnych w Europie, a dziś nie martwimy się rakietami wystrzelanymi przez Kim Dzong Una...
To prawda. Jednym z obszarów, na które zwracamy teraz uwagę w DM BOŚ jest ryzyko geopolityczne skoncentrowane w Azji. Inwestorzy oswoili się z problemem, ale należy na niego patrzeć szerzej niż tylko w kontekście wybuchu wojny. Nawet jeżeli do materializacji tego najczarniejszego scenariusza nie dojdzie, Pacyfik jest miejscem gdzie ścierają się interesy dwóch mocarstw - USA i Chin. Zapomnieliśmy już o protekcjonizmie Trumpa, ale wystarczy, że koniunktura gospodarcza w Ameryce się pogorszy, a łatwo sobie wyobrazić, kto zostanie wskazany przez prezydenta jako winny całej sytuacji. Protekcjonizm, nie tylko amerykański, pozostaje istotnym ryzykiem.