W grudniu, gdy rozmawialiśmy po raz ostatni, powiedziałeś, że największym zagrożeniem dla hossy na rynkach finansowych jest inflacja. W styczniu inflacja zaskakiwała niemal wszędzie na świecie, szybko rosną też ceny kluczowych dla przemysłu surowców, co sugeruje, że przyspieszenie inflacji nie będzie przejściowe. Na ile przybliżyliśmy się do tego scenariusza, który rysowałeś w grudniu?
Na pewno więcej o tym się mówi. W grudniu niewiele osób wspominało o inflacji, wydawało się, że to jest temat odległy. Ale nie sądzę, abyśmy byli dzisiaj w jakimś rozstrzygającym momencie. Kluczowe rozdanie nastąpi wiosną i latem. To będzie przesądzało o tym, czy inflacja będzie zjawiskiem przejściowym, a więc nie będzie miała daleko idących konsekwencji dla rynków finansowych, czy też wysadzi rynki finansowe w powietrze.
Dlaczego tak mogłoby się stać?
Hossa, nie tylko na rynku akcji, jest zbudowana na tanim pieniądzu. Wszystko, co może sprawić, że ten fundament zostanie podmyty, a tym bardziej usunięty, jest dla tej hossy śmiertelnym zagrożeniem. Jednym z takich zagrożeń jest wzrost inflacji. Banki centralne przez dłuższy czas mogą trzymać rynki finansowe w oderwaniu od rzeczywistości gospodarczej, jeśli ta rzeczywistość będzie nie na tyle zła, aby spowodować panikę, ale też nie na tyle dobra, żeby przycisnąć banki centralne do weryfikacji polityki pieniężnej. Inflacja mogłaby je potencjalnie zmusić do tego, aby przykręciły kurek akurat wtedy, gdy będzie to najmniej pożądane, np. z perspektywy potrzeb finansowania rządu. Dotyczy to szczególnie USA. Na razie ten scenariusz w jakimś stopniu rozgrywany jest na rynku obligacji i trochę na rynku złota. Na rynek walut przebija się nieśmiało, a na rynek akcji w ogóle.