Świeckie relikwie wchodzą na rynek

Kolekcjoner sam najdrożej sprzeda swoją kolekcję.

Publikacja: 18.03.2017 08:17

Za 30 tys. zł na prezent kupiono serwis z motywem szparagów. Składa się on ze 106 elementów.

Za 30 tys. zł na prezent kupiono serwis z motywem szparagów. Składa się on ze 106 elementów.

Foto: Archiwum

Namawiam w „Parkiecie" do kupowania dzieł sztuki i antyków na prezenty. I stało się. 4 marca w Sopockim Domu Aukcyjnym (www.sda.pl) za 30 tys. zł (cena wyw. 25 tys. zł) kupiono wprost bajkowy serwis ceramiczny zdobiony motywem szparagów. Serwis na 24 osoby składa się ze 106 elementów, powstał w połowie XX w. we włoskiej wytwórni Costa.

W skład serwisu wchodzą np. cztery wazy różnej wielkości z pokrywami z pełnoplastycznymi gołębiami i jajkami. Są trzy tace, pięć półmisków. Są też, jak napisano w katalogu, dwa wysokie „obeliski ze szparagów". Kolekcjonerzy plotkują, że ten niezwykle dekoracyjny serwis pan kupił pani na prezent.

Serwis wystawiono na aukcji typu Varia, gdzie zwykle jest mnóstwo różnych przypadkowych i tanich przedmiotów. Szkoda, bo na wielkiej aukcji wynik finansowy mógł być jeszcze lepszy! To kolejna nauka, że nierozpoznane skarby znaleźć można również na mniejszych aukcjach.

Świeckie relikwie wchodzą na krajowy rynek sztuki i antyków. Co to takiego? Termin ten stworzył wielki kolekcjoner Jerzy Dunin Borkowski (1908–1992), aptekarz z Krośniewic. Zdobył on do swojej muzealnej kolekcji np. ręcznik poety Adama Mickiewicza, brzytwę ks. Józefa Poniatowskiego, pantofle aktorki Poli Negri. Krótko mówiąc, świeckie relikwie to pamiątki związane z ważnymi postaciami historycznymi.

Desa Unicum (www.desa.pl) na aukcji 4 kwietnia wystawi m.in. pantofle wpływowej historyczki sztuki Andy Rottenberg, byłej dyrektorki „Zachęty". Pantofle mają cenę wywoławczą 20 tys. zł, a estymację czyli wycenę szacunkową określono w przedziale 40–60 tys. zł. Pantofle pomalował osobiście malarz konstruktywista Henryk Stażewski (1894–1988).

20 tys. zł to w Polsce sporo. A może jednak to przystępna cena? Na dojrzałym amerykańskim rynku za pantofle Marilyn Monroe zapłacono znacznie więcej. Faktem jest, że Stażewski malował w sobie właściwy sposób różne przedmioty codziennego użytku, W „Parkiecie" opisałem i reprodukowałem na zdjęciu drewniane chochle, jakich na co dzień nasze babcie używały w kuchni, pomalowane przez artystę. Przed laty sprzedano je za kilkadziesiąt tysięcy.

Jest ciekawy album Arkad „Skarby sztuki. Muzeum Narodowe w Warszawie". Tam jako „skarb sztuki" przedstawiono na zdjęciu zwykłe domowe skórzane kapcie pomalowane przez Stażewskiego. W tym samym albumie jako skarb przedstawiono także obraz Rafaela, genialnego malarza epoki renesansu. Wszystko jest zatem kwestią umowy.

Może 20 tys. zł za pantofle pomalowane przez Stażewskiego to niedużo? Przede wszystkim nosiła je Anda Rottenberg, autorka świetnych wystaw, znana m.in. ze słynnej afery, kiedy aktor Daniel Olbrychski szablą pociął jeden z eksponatów w Zachęcie.

W Desie trafi po młotek cała kolekcja Rottenberg. To bardzo dobra rynkowa tendencja, że na sprzedaż coraz częściej kolekcje trafiają w całości, to objaw dojrzewania naszego rynku. Pisałem w tym roku o zyskach ze sprzedaży całych zbiorów w artykule „Kolekcjonerski fundusz emerytalny" („Parkiet", 28–29 stycznia). Sukces takich sprzedaży, to zachęta dla kolejnych kolekcjonerów, żeby pozbyć się zbioru w całości.

W kolekcji Rottenberg są dzieła przede wszystkim awangardowych artystów, prace mocno wyrafinowane jak na gust przeciętnego miłośnika sztuki. Jest np. „Kropla" cenionego na świecie powojennego klasyka Edwarda Krasińskiego. To dosłownie kropla olejnej farby na papierze ok. 15 na 15 cm. Dzieło wystartuje z ceną 20 tys. zł, a wycenę ma 50–60 tys. zł. Jest też tzw. instalacja Joanny Rajkowskiej. To dzieło przypominające szafę chłodniczą. Rynek przyzwyczaił nas do bardziej tradycyjnej sztuki.

Zajrzyjcie na stronę Desy Unicum pod hasło „aukcje". Tam stopniowo, co parę dni, ujawniano po kilka przedmiotów. To pierwszy taki przypadek, żeby ogłaszano niepełną ofertę aukcji. Wzbudziła ona sensację. Kolekcja Rottenberg ma wielką marketingową wartość. Desa, ujawniając ofertę, na raty dodatkowo potęgowała zaciekawienie. Obowiązkowo pójdziemy na pokaz przed aukcją, rozpocznie się już 24 marca.

Jak zawsze warto planować wydatki w dłuższej perspektywie. Na połowę roku zaplanowano wielkie aukcje numizmatyczne. Antykwariat Numizmatyczny Michał Niemczyk (www.niemczyk.pl) zorganizuje aukcję 22 kwietnia.

Warszawskie Centrum Numizmatyczne (www.wcn.pl) zaplanowało aukcję katalogową na 13 maja. Można będzie kupić m.in. wyjątkowo rzadkie polskie i rosyjskie odznaki pułkowe. Będzie np. odznaka Michajłowskiej Szkoły Artylerii z ceną 2 tys. zł, wyróżniająca się mistrzowskim jubilerskim wykonaniem. 6 tys. zł kosztuje odznaka Pierwszego Kursu Oficerskiego Straży Granicznej z 1932 roku, z motywem orła i biało-czerwonego sztandaru.

W WCN przede wszystkim można będzie kupić kolekcję (na początek ok. 250 sztuk) rzadkich polskich monet tzw. trojaków. Kolekcjoner zbierał je 30 lat. Teraz, gdy ma już 70 lat, postanowił sprzedać je osobiście, żeby w przyszłości nie narobić kłopotu rodzinie.

Kto lepiej zna się na wartości obiektów niż sam kolekcjoner? Kolekcjoner jako fachowiec potrafi sprzedać w optymalny sposób. Doskonale zna branżę, mechanizmy rynku, zagrożenia. Podczas licytacji swojego zbioru przeżyje dodatkowe emocje, kiedy inni będą się bili o jego skarby.

Kiedy rodzina po śmierci zbieracza dziedziczy kolekcję, to traktuje ją jak przysłowiowy kamień u szyi. Zstępni z reguły nie znają się na wartości odziedziczonych obiektów. Nawet jeśli zostaną zaprotegowani do antykwariusza, to nie wykorzystają w pełni potencjału towaru, bo są kompletnie zieloni...

Refleksja ta oczywiście w takim samym stopniu dotyczy opisanej powyżej kolekcji Andy Rottenberg. Kto lepiej od niej zna potencjał oferowanego towaru?

Rodzina kocha gotówkę, a nie antyki lub obrazy. Tym cieplej będzie wspominać kolekcjonera, jeśli w porę on sam upora się ze sprzedażą. Osobiście uważam, że kolekcjoner powinien pozbyć się zbioru, kiedy jest w pełni zdrowia i krzepki. Kiedy może jeszcze porządnie zjeść, popić itd. Przecież nie musi zostawiać pieniędzy rodzinie, może je przehulać. Pewien znany bibliofil pozbył się zbioru w wieku 60 lat. Kupił pierwszego w życiu harleya i z dziewczyną objechał Amerykę.

Legendy krążą o monografii starych papierów wartościowych, jaką przygotowuje na maj kolekcjoner Leszek Koziorowski. Będzie to silny impuls do wzrostu zainteresowania historycznymi papierami. Warto zaglądać na stronę Stowarzyszenia Kolekcjonerów Historycznych Papierów Wartościowych (www.historycznepapiery.pl).

[email protected]

Inwestycje alternatywne
Małe sztabki i złote monety królują w rosnących zakupach Polaków
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje alternatywne
Pozycja długa na rynku sztuki
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę