– Prowadzimy rozmowy z wierzycielami i rozważamy kilka wariantów. Gdy dopracujemy z największymi wierzycielami jeden wariant, to poinformujemy rynek – mówi tylko Witold Jesionowski, prezes Bomi.

Sąd ogłosił upadłość układową spółki na początku sierpnia. Zarząd nie ujawnia, jakie konkretnie warianty są rozważane. Jednym z nich jest zapewne konwersja części zadłużenia na papiery Bomi. Akcjonariusze dali już zielone światło na podwyższenie kapitału. Spółka stara się, by część długu zamienić na warranty po minimalnej cenie 1,2 zł. Do układu zgłoszono wierzytelności o wartości około 230 mln zł.

Bomi zamyka część sklepów, a te, które zostaną, mają funkcjonować jako placówki franczyzowe. Zdaniem zarządu taki model biznesu stwarza szansę na mocne ścięcie kosztów i uratowanie spółki. Jej tegoroczne wyniki są bardzo słabe. Narastająco po trzech kwartałach strata przewyższa przychody. Wynosi ona około 809 mln zł (m.in. ze względu na rezerwy), podczas gdy obroty grupy sięgają 626 mln zł.

Niepewna przyszłość spółki sprawiła, że jej kapitalizacja poszła w dół. W styczniu za jej akcje płacono po ponad 2 zł, w maju kosztowały już o połowę mniej, a obecnie kurs oscyluje w okolicach 0,2 zł. Poziom ten utrzymuje się praktycznie bez zmian od dwóch miesięcy.

Na koniec września Bomi zatrudniało 616 osób (w tym są też pracownicy, którzy otrzymali wypowiedzenia, ale ich okres jeszcze nie minął) – z tego zaledwie 265 to osoby faktycznie pracujące, zaś 351 przebywało na zwolnieniach lekarskich bądź urlopach wychowawczych i macierzyńskich.