Zarząd poinformował w raporcie rocznym, że nie widzi możliwości kontynuacji działalności spółki w przypadku uprawomocnienia się wydanej na początku marca decyzji sądu. Chodzi o postanowienie o zmianie formy upadłości z układowej na likwidacyjną.
W całym 2012 r. Bomi wypracowało prawie 341 mln zł przychodów ze sprzedaży, wobec 723 mln zł w 2011 r. Strata netto urosła aż do 895 mln zł z 89 mln zł na minusie rok wcześniej. Z kolei na poziomie operacyjnym handlowa spółka była 280 mln zł pod kreską, wobec 63 mln zł straty w 2011 r.
Obecnie Bomi ma dwa własne sklepy i 12 franczyzowych. Witold Jesionowski, prezes spółki, podkreśla, że w ostatnich trzech miesiącach 2012 r. po raz pierwszy od kilkunastu kwartałów osiągnęła ona wynik finansowy w okolicach zera.
Dlaczego zatem Bomi czeka likwidacja? Kluczowy jest brak gotówki, który uniemożliwia firmie prowadzenie bieżącej działalności. Nie jest też ona w stanie zrealizować propozycji układowych (sąd ogłosił upadłość układową w sierpniu zeszłego roku). Ratunkiem miała być tegoroczna emisja akcji, ale nie znaleźli się inwestorzy chętni do objęcia papierów, i w efekcie oferta nie doszła do skutku.
Jesionowski podkreśla, że kiedy został prezesem Bomi – pod koniec lutego 2012 r. – zastał już handlową spółkę w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Jej zadłużenie w bankach przekraczało 130 mln zł, a wobec dostawców około 100 mln zł. Już wtedy zdecydowana większość sklepów była nierentowna.