- Zasady fizyki na tyle, na ile zdolny jestem je zrozumieć, nie każą odrzucić możliwości budowania obiektów poprzez manipulowanie pojedynczymi atomami... - stwierdził amerykański noblista Richard Feynman w 1959 r. Oświadczył także, że przyzna nagrodę temu, który skonstruuje silnik mieszczący się na główce od szpilki i temu, który zapisze stronę tekstu na powierzchni 25 tys. razy mniejszej od kartki papieru. Nie przyjęto tych słów poważnie. Tymczasem, już rok później zgłosił się do niego inżynier William McLellan z firmy Electro-Optical Systems w Pasadenie. Przedstawił on Feynmanowi składający się z 13 oddzielnych części silnik elektryczny, ważący zaledwie 250 mikrogramów.
Na superminiaturową stronę tekstu trzeba było natomiast poczekać 25 lat dłużej. Dokładnie w połowie lat osiemdziesiątych do Feynmana zgłosił się Tom Newman z Uniwersytetu Stanforda. Udało mu się zapisać pierwszą stronę powieści Charlesa Dickensa pod tytułem "Opowieść o dwóch miastach" na niewiarygodnie małej powierzchni. Każda z liter miała wielkość zaledwie 50 atomów!
Czy jednak te dwie udane próby miniaturyzacji dowodziły, że jesteśmy w stanie atom po atomie tworzyć funkcjonujące maszyny? Nikt w to nie uwierzył, poza jedną osobą. Był nią młody doktorant Eric Drexler ze słynnej uczelni Massachusetts Institute of Technology. Właśnie spod jego pióra wyszła najpierw popularnonaukowa książka pod tytułem "Twórcze maszyny: nadchodząca era nanotechnologii", która zrobiła zawrotną karierę ("nano" oznacza jedną miliardową część jakieś wartości, np. nanometr to jedna miliardowa część metra). W 1992 roku ukazała się wersja tej książki przeznaczona dla specjalistów, a Dexlera okrzyknięto "prorokiem nanotechnologii. Właśnie z tego powodu był on przesłuchiwany przez komisję do spraw badań naukowych Kongresu USA oraz wygłosił wykład dla najwyższych dowódców Pentagonu.
Amerykański naukowiec twierdził, że w ciągu kilkudziesięciu pierwszych lat XXI wieku nastąpi w technice radykalny przełom, przypominający co najmniej narodziny maszyny parowej. Otaczający świat zmieni się za sprawą urządzeń technicznych, budowanych tak jak klasyczne, np. z zębatych kółek czy przekładni. Tyle tylko, że będzie się je tworzyć z pojedynczych atomów. Drexler opracował na przykład komputerowy model łożyska zbudowany z 2808 atomów. Takich molekularnych urządzeń mechanicznych, a przede wszystkim minirobotów, będą mogły powstawać wręcz nieograniczone ilości - tworzywa do ich budowy jest przecież nieskończenie wiele (cały otaczający świat atomów). Poza tym, molekularne roboty prawdopodobnie posiądą zdolność samoreplikacji - koszt ich wytwarzania będzie więc niemalże zerowy. Argumenty Drexlera wywarły wrażenie na politykach - tylko w tym roku budżet rządowego programu "Nanotechnology Initiative" wyniesie pół miliarda dolarów.
Zarażeni entuzjazmem Drexlera zwolennicy nanotechnologii wierzą, że mikroskopijne urządzenia staną się panaceum na szereg nierozwiązywalnych obecnie problemów. Nanomaszyny mają, po pierwsze, dokonać przełomu w medycynie. Ich zadaniem będzie bowiem walka z dorównującymi im wielkością wirusami i bakteriami. Nanoroboty byłyby też niezwykle sprawnym narzędziem chirurgicznym - za ich pomocą można będzie na przykład precyzyjnie niszczyć wszystkie komórki rakowe. Kolejne zadanie, które przed nimi stanie, to kontrola naczyń krwionośnych - wędrujące w nich mikroroboty oczyszczałyby arterie albo przenosiły w zagrożone miejsca leki zapobiegające miażdżycy. Właśnie dostarczanie leków dokładnie w chore miejsca wydaje się jedną z najbardziej obiecujących możliwości nanotechnologii. Dzięki temu lekarze będą mogli stosować niezwykle skuteczne, ale jednocześnie bardzo toksyczne środki, gdyż wystarczy użycie bardzo małej dawki, precyzyjnie przetransportowanej wyłącznie do chorego miejsca. Kolejne pole do zastosowania nanotechnologii to budowa mikroskopijnych superkomputerów, miniaturowych robotów usuwających ze środowiska na poziomie molekularnym np. zanieczyszczenia chemiczne albo wytwarzających w tani sposób pożywienie.