Prezesi pod specjalnym nadzorem

Prokuratora tropiącego nadużycia finansowe przy inwestycji KGHM w Kongu przeniesiono do innego miasta na... wyższe stanowisko. Śledztwo, wszczęte 2 lata temu z doniesienia poprzedniego zarządu, ma już trzeciego gospodarza. Gdyby nowy prokurator, zapoznawszy się z wielotomowymi aktami sprawy, chciał uzupełnić wiedzę o KGHM, musi liczyć na pomoc menedżerów osobiście zainteresowanych umorzeniem postępowania.

Publikacja: 13.04.2002 08:57

Śledztwo w sprawie podejrzenia nadużyć finansowych przy inwestycji KGHM w Kongu nie ma szczęścia. Postępowanie wszczęte w lutym 2000 r. z doniesienia ówczesnego zarządu spółki, kierowanego przez Mariana Krzemińskiego, przechodzi z rąk do rąk i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miał nastąpić przełom. Tymczasem nierentowna inwestycja, w związku z którą w 1999 r. utworzono rezerwę w wysokości 153 mln zł, po raz kolejny obciąży wynik finansowy spółki.

Ślimacze tempo śledztwa nie jest bynajmniej spowodowane brakiem materiału dowodowego. Przyczyny tkwią gdzie indziej.

Pierwszy gospodarz sprawy, Prokuratura Okręgowa w Legnicy, odmówiła wystąpienia o pomoc prawną do władz Konga, co ułatwiłoby ustalenie, czy w związku z projektem Kimpe dopuszczono się przestępstwa i kto je popełnił. Prowadzący śledztwo nie skontaktował się nawet z przedstawicielem polskiego MSZ w Kinszasie. W odpowiedzi pod koniec 2000 r. ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński, w obawie przed możliwością wpływania osób będących stroną w sprawie na bieg śledztwa, przeniósł je do Katowic.

Wyjaśnienie malwersacji finansowych, związanych z kongijską inwestycją KGHM, powierzono prokuratorowi Wojciechowi Dutkowskiemu. Zamówiona przez niego w Poznaniu opinia biegłych ma być gotowa w najbliższych tygodniach. Powinna - jak powiedział Parkietowi W. Dutkowski - rozstrzygnąć, czy członkom zarządu, kierowanego do 1999 r. przez Stanisława Siewierskiego, zostaną postawione zarzuty działania na szkodę spółki.

Kopniak w górę

O tym, że w śledztwie może nastąpić przełom informowaliśmy w Parkiecie z 18 marca br., powołując się na wypowiedź prokuratora Tomasza Tadli z Katowic. Ujawnił on, że organy ścigania zgromadziły nowe dokumenty i zeznania świadków. Cytując nieoficjalne źródło podaliśmy, że osoba związana z poprzednim kierownictwem Polskiej Miedzi miała zadeklarować gotowość złożenia wyczerpujących wyjaśnień w nadziei na uzyskanie statusu świadka koronnego. W niespełna dwa tygodnie po naszej publikacji prowadzący śledztwo Wojciech Dutkowski został przeniesiony z Katowic do Gliwic, gdzie powierzono mu kierownictwo nowo utworzonej prokuratury okręgowej. I chociaż 4 śledztwa prowadzone przez Katowice przekazano do gliwickiej prokuratury, sprawa kongijskiej inwestycji KGHM niezostała przeniesiona w ślad za prokuratorem Dutkowskim, który mógłby ją przynajmniej nadzorować. Śledztwo od początku kwietnia w Katowicach prowadzi prokurator Tomasz Szarek, który nie chciał z nami rozmawiać zasłaniając się brakiem umocowań prawnych.

Zdaniem prawników, z którymi rozmawialiśmy, awans prokuratora tropiącego malwersacje w Polskiej Miedzi przypomina głośny jesienią ub.r. przypadek sędzi Barbary Piwnik. Kiedy została ministrem sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera, automatycznie przestała być przewodniczącą składu orzekającego w procesie FOZZ. Oznaczało to konieczność rozpoczęcia procesu od początku.

Konflikt interesów

Śledztwa dotyczącego KGHM nie trzeba wprawdzie zaczynać od początku, ale prowadzący je prokurator, chcąc rozpoznać sprawę, będzie musiał nie tylko przebijać się przez obszerny materiał dowodowy, ale także zgłębić tak egzotyczne zagadnienia, jak np. kongijski kodeks inwestycyjny.

Paradoksalnie, pomocy w gromadzeniu informacji i dokumentów ze strony lubińskiego konglomeratu będą dostarczać mu menedżerowie, którzy są stroną w sprawie. Chodzi tu głównie o Stanisława Siewierskiego, I wiceprezesa KGHM, który w okresie gdy podpisywano niekorzystne dla Polskiej Miedzi umowy z pośrednikiem z Wysp Dziewiczych, spółką Colmet International, był prezesem holdingu. Stanisław Speczik, dzisiejszy prezes, był wówczas wiceprzewodniczącym rady nadzorczej i jako szef Państwowego Instytutu Geologicznego był członkiem delegacji polskiej, która w 1996 r. wizytowała złoże Kimpe i oceniła je jako nadające się do eksploatacji przez KGHM. Jerzy Dobrzański, obecny dyrektor ds. hutnictwa w Lubinie i szef specjalnej komisji, która w ostatnich tygodniach oceniała stan inwestycji w Kongo i celowość jej kontynuacji, 7 stycznia 1997 r. podpisał najważniejszą umowę z Colmetem. Nie pozwala ona Polskiej Miedzi skutecznie dochodzić swych praw na drodze sądowej wobec firmy z rajów podatkowych.

Czy zatem powrót do władz KGHM osób, odpowiedzialnych za przygotowanie i wdrożenie projektu Kimpe, może mieć wpływ na bieg śledztwa? - Z pewnością utrudni to prokuraturze rozpoznanie sprawy. Z drugiej strony, gdyby prokurator miał coś zrobić, to już by to zrobił przez 2 lata. Skoro nie dotarł do jakichś ważnych dokumentów za czasów, kiedy prezesem był Marian Krzemiński, który złożył doniesienie o podejrzeniu przestępstwa, to tym bardziej nie dotrze do nich teraz - uważa partner w warszawskim biurze renomowanej międzynarodowej kancelarii prawnej, który prosił o niepodawanie nazwiska.

Julia Pitera, prezes polskiego oddziału Transparency International, międzynarodowej organizacji pozarządowej, która na bieżąco monitoruje patologiczne zjawiska występujące w życiu publicznym, obawia się matactwa w śledztwie ze strony szefów KGHM, zaangażowanych w zatwierdzenie projektu Kimpe. Bulwersuje ją, że występują jednocześnie jako potencjalni podejrzani i jako osoby mające reprezentować interes spółki narażonej na straty wskutek własnych decyzji. - To jest konflikt interesów - twierdzi J. Pitera.

Przedstawiciele lubińskiego konglomeratu nie zgadzają się z taką oceną. - Prezes Siewierski występuje w tym postępowaniu (prokuratorskim - przyp. red.) zawsze jako świadek - uspokaja rzecznik Polskiej Miedzi Dariusz Wyborski.

Powodów do niepokoju nie widzi też mecenas Aleksander Pociej. - Śledztwo toczy się od 1999 roku. Wszystkie dokumenty zostały na pewno zabezpieczone, pracownicy przesłuchani, tak więc powrót "starej ekipy" po trzech latach nie powinien być groźny dla śledztwa. Prokuratura również zdaje się nie obawiać matactwa, gdyż nikogo nie aresztowała tymczasowo, co ma ostatnio w zwyczaju czynić nagminnie i w stosunku do zarzutów dużo lżejszego kalibru - przekonuje adwokat.

Zdaniem Julii Pitery, to, że prokuratura nie postawiła nikomu zarzutów, nie oznacza, że szefowie KGHM, odpowiedzialni za inwestycję w Kongu, mogą bez przeszkód na powrót kierować konglomeratem. - W firmie prywatnej coś takiego byłoby niedopuszczalne. Dopóki wszelkie wątpliwości nie zostały rozstrzygnięte, takie osoby nie powinny powracać do zarządu. Tym bardziej bulwersuje, że doszło do takiej sytuacji w spółce z udziałem Skarbu Państwa - ocenia. Jej zdaniem, przypadek KGHM utwierdza w poczuciu bezkarności wszystkich, którzy niegospodarnie zarządzają państwowymi firmami. - Równie dobrze można by powiedzieć, że majątek Skarbu Państwa to majątek niczyj. Takie są konsekwencje tego, że władze spółek zmieniają się zależnie od klucza politycznego. Tylko prywatyzacja może to zmienić - podsumowuje Julia Pitera. Uważa, że powrót do władz KGHM Stanisława Siewierskiego i jego współpracowników przed zakończeniem śledztwa może ze względu na to, że jest to jedna z najbardziej znanych spółek z GPW, popsuć opinię o polskim rynku kapitałowym za granicą.

Ministerstwu Skarbu "nie jest znany wpływ przywołanych (...) zdarzeń na opinię o polskim rynku kapitałowym". W gabinecie ministra Wiesława Kaczmarka usłyszeliśmy, że o takim wpływie można będzie mówić dopiero, gdy zapadnie wyrok sądowy. - Nie odbieramy z rynków międzynarodowych żadnych sygnałów mogących świadczyć o braku zaufania do władz spółki. Cieszą się one pełnym zaufaniem inwestorów zagranicznych - zapewnia rzecznik KGHM Dariusz Wyborski. Jako dowód przytacza atmosferę i przebieg niedawnych spotkań Stanisława Siewierskiego z inwestorami w Nowym Jorku oraz listy do niego od zagranicznych akcjonariuszy.

Nieskazitelność według

Wiesława Kaczmarka

Nawet najbardziej wyważeni w sądach czołowi warszawscy prawnicy zauważyli jednak, że gdy mamy do czynienia ze spółką publiczną, w której akcjonariuszem jest MSP, nie wystarczy tylko sama zgodność z literą prawa przy powoływaniu zarządu. Adwokat Aleksander Pociej przypomina, że w przypadku spółek Skarbu Państwa nie ma szczególnego reżimu prawnego, nakazującego inne postępowanie przy doborze osób zarządzających. - Jedyna różnica polega na tym, że będzie to decyzja obarczona zwiększonym ryzykiem politycznym - podkreśla.

Prof. Lech Falandysz nie ukrywa mieszanych uczuć w związku z powrotem do władz KGHM byłych prezesów, którzy podpisali niekorzystne dla spółki umowy, badane teraz przez prokuraturę. - Legalne to jest, bo skoro nie postawiono im zarzutów, pozostają tylko świadkami w sprawie. Jednak skądinąd wiemy, że w przypadku niektórych funkcji powołane do ich pełnienia mogą być tylko osoby o nieskazitelnej przeszłości. Może więc w Polsce należałoby podnieść standardy, jakie muszą spełniać szefowie spółek giełdowych czy państwowych. Ale to jest pytanie do posłów, jak długo mamy pozostawać z regulacjami prawnymi na etapie wczesnokapitalistycznego, barbarzyńskiego rynku?

Wątpliwości profesora Falandysza nie podziela minister skarbu Wiesław Kaczmarek, który z ponad 44,28% głosów na WZA KGHM (plus 5,38% należące do PKO BP, należącego do państwa) ma decydujący wpływ na skład rady nadzorczej wybierającej zarząd.

- Oceniając legalność powołania do zarządu spółki osób, których wcześniejsza działalność jest przedmiotem postępowania przygotowawczego, informuję, iż przepis art. 18 par. 2 kodeksu spółek handlowych wprowadza zakaz pełnienia funkcji jedynie przez osoby skazane prawomocnym wyrokiem sądu za określone w przepisie przestępstwa - poinformował Parkiet.

KGHM dezinformuje

Kierownictwo spółki spokojnie zatem działa, przy okazji udzielając PAP nieprawdziwych informacji. Bezpośrednio po publikacji naszego raportu pt. "Jądro ciemności" dyrektor generalny KGHM ds. hutnictwa Jerzy Dobrzański stwierdził, że kontrakt z Colmetem wart był 25 mln USD. Tymczasem - jak ustalił Parkiet - w umowie cesji z 7 stycznia 1997 r., pod którą widnieje podpis Jerzego Dobrzańskiego jako wiceprezesa ds. rozwoju i ekologii, jest zapis, mówiący, że "za przedmiot umowy KGHM zapłaci Colmet wynagrodzenie w wysokości 45 mln USD".

Nie znamy protokołów przesłuchań szefów KGHM przez prowadzącego śledztwo. Nie wiemy też, jakie prokuratorowi udało się zebrać dokumenty. Jeżeli jednak przedstawiciele Polskiej Miedzi udzielili prokuraturze takich samych informacji jak PAP, oznacza to, że złożyli fałszywe zeznania.

W tym tygodniu, w Lubumbashi odbyło się walne zgromadzenie wspólników KGHM Congo sprl (spółka z o.o. - przyp. red.). Miało podjąć decyzję w sprawie dalszych losów spółki. Polska Miedź nie wydała żadnego komunikatu.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego