Prof. Jan Winiecki: Uważam, że są merytoryczne powody, aby nie wprowadzać w naszym kraju tego rozwiązania. Takim powodem jest wymóg utrzymania dyscypliny fiskalnej. Od początku transformacji polityka fiskalna była najsłabszym ogniwem polityki gospodarczej. Ona dodatkowo w ostatnim czasie jeszcze się pogorszyła. To jest główny argument przeciw currency board. Zmiany legislacyjne, jakie musiałoby to pociągnąć za sobą, są niejako zimnym prysznicem dla amatorów majsterkowania w gospodarce.
Drugim ważnym czynnikiem jest to, o czym mówił pan Antczak. Zakładamy, że nasi obecni rządzący nie zrujnują całkowicie gospodarki i tym samym nie odstraszą inwestorów zagranicznych. Spodziewam się, że bezpośrednie inwestycje zagraniczne mogą wynosić około 4% PKB. Jeżeli przyjmiemy zarząd walutą, będziemy mieć gigantyczny dopływ złotego, nieodpowiedni swoją skalą do tempa wzrostu gospodarczego, a to oznacza czyste przełożenie na inflację.
Maciej Reluga: Inwestycje portfelowe mogą jeszcze zyskać na znaczeniu. Wyobraźmy sobie, że za parę miesięcy fiksujemy kurs nominalnie. Jednocześnie mamy dochodowość pięcioletnich obligacji na poziomie 8,5% rocznie. Jeśli chcemy spełnić kryteria z Maastricht, dochodowości te muszą być niższe o kilka punktów procentowych. Bez ryzyka kursowego łatwo sobie wyobrazić, jaki będzie napływ kapitału portfelowego w okresie poprzedzającym przystąpienie do strefy euro.
Prof. Jan Winiecki: Do Hiszpanii w pierwszych sześciu latach po wejściu do Unii napłynęło 60 mld USD inwestycji portfelowych i około 40 mld USD bezpośrednich inwestycji zagranicznych.
Rafał Antczak: Odniósłbym się jeszcze do opinii z początku naszego spotkania, w której prof. Kurt Schuler z perspektywy amerykańskiej zachęcał do wprowadzenia currency board w naszym kraju. Przypuszczam, że zakładał on istnienie w Polsce odpowiednio wysokiej kultury fiskalnej. W krajach rozwiniętych nikt nie proponuje takich rozwiązań fiskalnych jak w Polsce. Żaden ekonomista nie zakłada, że ktoś może proponować tak ekspansywną politykę fiskalną jak u nas. Nawet we Francji, która do niedawna uchodziła za bastion cykliczności deficytu budżetowego, rezygnuje się z takich rozwiązań i robi wszystko, aby zbilansować budżet.
Jeżeli przyjrzymy się dochodom i wydatkom budżetu od 1999 roku, to okazuje się, że dochody są wartością stałą, natomiast wydatki eksplodują i to jest wzrost w ujęciu realnym o około 15%. Teza, że w Polsce występuje cykliczność deficytu budżetowego, ponieważ dochody nam się wahają i załamują, nie znajduje potwierdzenia w faktach.
Maciej Reluga: Przypominam sobie jeden fakt, który może być ciekawy dla posiadaczy kredytów walutowych. Profesor Kołodko pisał o konieczności dyscypliny fiskalnej. Jednocześnie w artykule poświęconym izbie walutowej i dewaluacji profesor Kołodko, zdając sobie sprawę z pewnych kosztów, jakie pociągnęłoby to rozwiązanie, zaproponował niwelowanie różnicy kursowej dla tych, którzy mają kredyty hipoteczne w walutach obcych, dzięki ulgom podatkowym.
Rafał Antczak: Pozostańmy przy deficycie budżetowym. W najbliższym czasie zapowiada się w tej kwestii kilka wydarzeń. W Polsce deficyt jest liczony na bazie kasowej. Unia Europejska będzie wymagała od Polski liczenia deficytu na bazie memoriałowej.
Wszelkie zatem zobowiązania muszą być uwzględniane. Licząc nasz deficyt na bazie memoriałowej, okazałoby się prawdopodobnie, że jest on wyższy niż obecnie. Oznaczałoby to, że polityka fiskalna jest jeszcze gorsza niż wydaje się w tej chwili.
Kwestia oddłużania czy udzielania gwarancji nie jest niczym nowym. W wielu krajach przechodzących transformację robiono to na skalę masową. Np. w Czechach dotyczyło to systemu bankowego. Czesi stworzyli bank, który przejął wszystkie złe długi. Wskutek tej operacji, zobowiązania budżetu znacząco wzrosły i wynoszą obecnie około 10% PKB. To oddłużenie podwoiło deficyt budżetowy w Czechach. Nie rozwiązało jednak problemu, ponieważ za te długi zapłaci podatnik.
Prof. Witold Koziński: Do idei currency board nie podchodzę tak sceptycznie jak panowie. Wyrosła ona ze słusznej krytyki polityki pieniężnej. Gdyby perspektywa wejścia do Unii Europejskiej była znacznie bliższa, np. rok-dwa, to miałbym mniejsze obawy w popieraniu zarządu walutą. Jednocześnie pozostaję na stanowisku, że największym ryzykiem dla naszego kraju byłaby nie poziom inflacji czy możliwość jej wzbudzenia, ale właśnie możliwość finansowania deficytu budżetowego.
PARKIET: Swego czasu wiele mówiło się o koncepcji euroizacji, czyli zastąpienia złotego euro jeszcze przed wejściem do struktur unijnych...
Rafał Antczak: CASE, które reprezentuję, zgłosiło taki pomysł w 1999 roku. Euroizacja miała powstrzymywać przed silną aprecjacją złotego. Do umocnienia złotego doszło już przecież. Teraz, powracając do tego pomysłu mówi się, że ma to zapobiegać jakiemuś kryzysowi walutowemu i także w drugą stronę - wpływać na deprecjację złotego. Elementem, który musiałby być spełniony - jest wysoka dyspcyplina fiskalna, aby euroizacja miała sens.
Pomysł był krytykowany. Przeciwnicy dowodzili, że możliwe byłoby złamanie euroizacji. Można złamać zarząd walutą, czego dowodzi przypadek argentyński. Trudno byłoby to uczynić jednak w przypadku państw posługujących się walutą innego kraju. Można wprawdzie wyobrazić sobie, że z Panamy, używającej dolara amerykańskiego, pieniądz jest wywożony w walizkach, ale nie byłoby to takie proste.
Plany usztywnienia złotego
według prof. Kołodki
"Propozycja, którą zgłaszałem wcześniej - sztywnego powiązania złotego z euro - będzie rozważana. Na ten temat będziemy rozmawiali z zainteresowanymi instytucjami" - powiedział w środę wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko w wywiadzie dla radiowych "Sygnałów Dnia".
Wyjaśnił, że "chodzi o to, aby kurs był na właściwym poziomie i stabilny, a nie musi być koniecznie powiązany w ramach tzw. izby walutowej, czyli currency board". Powiedział, że chce, aby złoty zapewniał konkurencyjność polskich firm i ograniczał nadmierny dopływ towarów z importu.
Jego zdaniem, powiązanie polskiej waluty z euro jest nieuniknione, ale im wcześniej to nastąpi, tym warunki wynegocjowane będą bardziej korzystne. "Polska na pewno kiedyś zwiąże się z euro. Musi nadejść taki dzień, kiedy musimy podjąć decyzję o tym, jaki kurs złotego do euro zaproponujemy (...). Można to zrobić później lub wcześniej. Sądzę, że im wcześniej to będziemy robić, tym zdecydowanie bardziej na naszych warunkach" - powiedział Kołodko.
Propozycja powiązania złotego ze wspólną walutą europejską była wysuwana przez Kołodkę w jego publikacjach prasowych jeszcze przed objęciem stanowiska ministra finansów.
Do czasu przedstawienia we wtorek przez ministra finansów pierwszych szczegółów na temat polityki budżetowej i kursowej na rynku utrzymywała się niepewność. Polska waluta przez dwa tygodnie traciła na wartości.
Złoty po zapewnieniach G. Kołodki dotyczących utrzymania dotychczasowego kierunku polityki fiskalnej oraz utrzymania dyscypliny finansów zaczął odrabiać straty.
(depesza PAP, 17 VII 2002 r., godz. 8.24)