Silne otwarcie środowej sesji (powyżej maksimum z poprzedniego dnia) z pewnością dodało otuchy bykom, które przez pierwsze godziny konsekwentnie podążały na północ. Podaż spokojnie obserwowała te harce i na poziomie 1129 punktów mocno i stanowczo dała o sobie znać. Kwadrans przed 14.00 potencjał wzrostowy rynku wyczerpał się i ukształtowana podczas sesji linia trendu wzrostowego została przebita od góry, a indeks spadł w okolicę otwarcia. W sumie sesja mogłaby otworzyć się o godzinie 14.30, a końcowy efekt byłby taki sam. Gdyby nie silne otwarcie, które miało 50-proc. udział we wzroście indeksu, to WIG20 "drgnąłby" tylko o niecałe 5 punktów. Największy obrót zanotowały walory Telekomunikacji i PKN Orlen. Ostatecznie indeks zamknął się na wysokości 1127 pkt.

Godną uwagi jest formacja zwana Szkieletem Sakata, czyli osiem/dziesięć rekordowych sesji (na każdej z nich indeks notował najniższą wartość w tej fali spadkowej), liczonych od czarnej świecy z 8 kwietnia br. Jej wymowa jest pozytywna i zapowiada odwrót trendu spadkowego. Jeżeli weźmie się pod uwagę wsparcie w postaci średniej z 45 sesji na wysokości ok. 1112 pkt. oraz linię trendu wzrostowego powstałą po połączeniu minimów z 5 i 31 marca, to prawdopodobnie w najbliższych dniach nastąpi wyhamowanie spadkowej fali. Coraz silniejsza jest presja ze strony formacji zwężającego się długoterminowego trójkąta, którego górna linia z każdą sesją obniża się i znajduje się już dosłownie na wyciągnięcie ręki ponad wykresem indeksu. Trwałe wybicie się z tej formacji górą zmieniłoby spojrzenie wielu inwestorów na polski rynek akcji. Ale śledząc zagraniczne indeksy, można dojść do wniosku, że warszawska giełda jest europejskim outsiderem i nie poddaje się fali zakupów, która ostatnio przelewa się przez zachodnie rynki akcji. Powód? Brak nowych znaczących emisji, błąkające się spółki widma czy firmy, których cena jest niższa od jednej złotówki, malejący free float, przyszły podatek od zysków kapitałowych. Można wymieć jeszcze przynajmniej kilka innych czynników, które składają się na dość rozpaczliwy obraz giełdowej gry.