Wielki powrót Marka Belki z Iraku uspokoił agencje ratingowe, rynki finansowe, zagranicznych i polskich analityków. Niewiele brakuje, a zaczniemy oglądać sceny jak z jedenastej księgi "Pana Tadeusza" i ostrożny optymizm ustąpi miejsca entuzjazmowi. Na razie, rynek obligacji skarbowych doszedł do granicy katatonii - mimo sporych wahań obligacji niemieckich, mimo ogłoszenia podaży papierów skarbowych za dwa kwartały, mimo nadchodzącej zmiany rządu i decyzji RPP, obligacje DS0509 stanęły na poziomie 96,70 zł za 100 zł wartości nominalnej i nie ruszały się przez ponad tydzień. Dopiero zaskakująco dobre dane z rynku pracy USA popchnęły kursy niżej.
Niestety, obawiam się, że spokój ten nie utrzyma się do połowy maja, kiedy okaże się, jakim poparciem cieszy się premier elekt. Już teraz sygnały dochodzące z głównych partii politycznych dowodzą, że głosowanie będzie w najlepszym przypadku loterią, a w najgorszym, pewną przegraną.
Problemem jest konstytucja - trzy próby na sformowanie nowego rządu to sporo; nawet posłowie z przerażeniem myślący o nowych wyborach (i braku specjalnej emerytury parlamentarnej!) mogą być spokojni. Inaczej jeździ się samochodem naprawdę (chyba że po alkoholu i z immunitetem), a inaczej na komputerze z trzema życiami do końca gry. Nie uda się w maju, uda się na początku czerwca. Albo pod koniec czerwca.
Przed nami więc miesiąc nadziei na technokratycznego premiera, który nawet gdyby dostał wotum zaufania, musiałby się zmierzać (kopać?) z zupełnie nietechnokratycznym Sejmem (920-nożnym koniem?).
Miesiąc spokoju to szansa na umocnienie złotego (do 4,65/EUR) i szansa Ministerstwa Finansów na zwiększenie zapasu gotówki. Podobnie jak w 2003 roku, im dalej, tym będzie trudniej. Formuła "dochodowość 5-letnich obligacji = inflacja + 5%" okazywała się przez ostatnie lata zaskakująco skuteczna. Nawet obniżka stóp przez EBC o 50 punktów bazowych nie powstrzyma raczej dochodowości od znaczącego przekroczenia 7% pod koniec roku.