Polski "show time"

Zatrzymanie prezesa Stalexportu należy wyceniać na 38 mln zł, bo o tyle zmalała kapitalizacja spółki. Kto odda pieniądze inwestorom?

Publikacja: 20.09.2006 09:22

Odnoszę wrażenie, że to, co się dzieje ostatnio na rodzimej scenie politycznej i na rynku kapitałowym, ma ze sobą coraz więcej wspólnego. Zarówno w jednym, jak i drugim "teatrze" mamy do czynienia w coraz większym stopniu z grą pozorów.

Na scenie politycznej sztaby wyborcze prześcigają się w pomysłach na pokazywaniu, jakie to wspaniałe mają osiągnięcia i wizje na tle konkurencji. Na rynku kapitałowym firmy robią, co mogą, by wykreować dodatkową wartość w postaci wzrostu kursu na miarę coraz większych oczekiwań ich właścicieli, czyli akcjonariuszy.

Niestety działania na obu "scenach" przybierają coraz częściej karykaturalny charakter. Najgorzej jest wtedy, gdy wzajemnie się przenikają, robiąc spustoszenie w portfelach inwestorów.

Dobitnym tego przykładem jest zatrzymanie byłego ministra Skarbu Państwa i prezesa Stalexportu Emila Wąsacza. Naprawdę akcja "aktorów" z Centralnego Biura Śledczego była bardzo efektowna. Dzielnym chłopcom udało się zlokalizować, zatrzymać i doprowadzić "groźnego przestępcę" Emila Wąsacza, który przy rosłych chłopakach wyglądał jak lebioda. Nawet mu kajdanek nie założyli, bo pewnie nie mieli tak małego rozmiaru.

Najważniejsze jednak, że akcję doprowadzania sfilmowały telewizyjne kamery. Dzięki temu mieliśmy niskobudżetowy, ale za to kryminalny "show time" w każdym poniedziałkowym telewizyjnym programie informacyjnym. Już we wtorek okazało się, że ten "groźny bandyta", wobec którego zastosowano środki przymusu, jakby nigdy nic opuścił budynek gdańskiej prokuratury, gdzie był przesłuchiwany.

Prezes Wąsacz, jak zapewnia, nie powiedział nic więcej ponadto, co usłyszały komisje sejmowe. Ale chyba nie o to w tym wszystkim chodziło. Spektakl po prostu musiał się odbyć.

A teraz koszty. Zatrzymanie prezesa należy wyceniać na 38 mln zł, bo o tyle zmalała kapitalizacja Stalexportu w poniedziałek po zniżce kursu akcji o 7,4 procent. Kto zapłacił ten rachunek? Niestety inwestorzy.

Z podobnym schematem mieliśmy do czynienia nie tak dawno przy okazji śledztwa dotyczącego Rafinerii Trzebinia. W tamtym przypadku zatrzymano prezesa Skotanu Grzegorza Ślaka. Co prawda on "zeznawał" nieco dłużej, ale jego spektakularne zatrzymanie także skończyło się na razie jedynie spadkiem kursu giełdowej spółki i utratą posady.

A co z grą pozorów wyłącznie na rynku kapitałowym? Ten proceder niestety zatacza coraz większe kręgi i dotyczy w dużej mierze spółek sprzedających akcje w ofercie publicznej. Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z ciągłym "window dressing" świadomie prowadzonym przez te firmy. Jeden z dyrektorów pracujących w nowej spółce giełdowej w przypływie szczerości powiedział: "Chłopie, my się wcale nie zajmujemy rozwojem naszej firmy. My pracujemy wyłącznie nad sprzedaniem jej opakowania, czyli wizerunku. Tego od nas oczekuje zarząd, gdyż dzięki coraz lepszej sprzedaży wizjonerstwa wycena naszych akcji jest coraz wyższa i wtedy wszyscy są zadowoleni". Czyli perpetuum mobile na miarę WGI. Byleby ten giełdowy "show time" nie skończył się sceną z udziałem statystów z Centralnego Biura Śledczego. Telewizyjne kamery już czekają.

Parkiet

Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku