Nadeszły czasy prawdziwej prosperity

Od czterech lat na warszawskiej giełdzie trwa prawdziwa hossa. Przybywa notowanych spółek, kursy rosną. Dotąd jeszcze nie było tak długiego okresu prosperity dla posiadaczy polskich papierów wartościowych

Publikacja: 16.12.2006 13:55

Wcześniej polscy inwestorzy byli przyzwyczajeni do tego, że hossa może trwać co najwyżej kilka-kilkanaście miesięcy, a później nadchodzi nieuchronna przecena. Tym razem jest inaczej. Dlaczego? U podstaw hossy leżą wysoki wzrost gospodarczy i dobre perspektywy na przyszłość, rosnący systematycznie eksport i wreszcie pomyślna koniunktura na światowych rynkach akcji. Notowania na naszej giełdzie stały się też odporne na zawirowania na scenie politycznej. Hossa trwa, mimo zmian na szczytach władzy - od momentu jej rozpoczęcia rządy sprawowało już czterech premierów i kilku ministrów finansów czy skarbu.

Trudne miłego początki

Przed ponad czterema laty - na jesieni 2002 r. - chyba niewiele wierzyło, że warszawską giełdę czeka niebawem długotrwały boom. Wówczas jeszcze kursy akcji z trudem podnosiły się po głębokiej przecenie, jaka pogrążyła je w latach 2000-2001. Wzrost gospodarczy był mizerny - w 2001 r. wyniósł zaledwie 1 proc. Wydawało się, że wielu inwestorów na dobre zniechęciło się do akcji, pozbywając się papierów ze stratami sięgającymi niekiedy kilkudziesięciu procent. Inwestowanie w akcje z pewnością nie było modne. Co gorsza, obawy budziła sytuacja polityczna na świecie - rosło prawdopodobieństwo amerykańskiego ataku na Irak. W takiej właśnie atmosferze zniechęcenia i pesymizmu często rodzi się hossa. Tak też było i tym razem. Czynnikiem decydującym okazało się stopniowe ożywienie gospodarcze na świecie oraz wyraźny spadek stóp procentowych w Polsce.

O dokładny moment zakończenia bessy i rozpoczęcia hossy można się spierać. Wszystko zależy od przyjętego kryterium. Najbliższe prawdy jest stwierdzenie, że hossa nie narodziła się z dnia na dzień, ale proces ten zajął wiele miesięcy. Kluczowe są trzy daty:

l październik 2001 r. - w tym miesiącu najszerszy indeks warszawskiej giełdy WIG (obejmujący obecnie ponad 150 spółek) spadł do 11565 pkt. W kolejnych miesiącach zaczął gwałtownie zwyżkować, w efekcie czego już nigdy nie spadł poniżej poziomu z października 2001 r. Jest to z pewnością moment kończący bessę, ale fala wzrostowa zakończyła się na początku 2002 r., po czym przez większość roku WIG ponownie zniżkował.

l październik 2002 r. - wówczas zaczęła się dwumiesięczna zwyżka WIG, która wyniosła indeks o blisko 20 proc. w górę. Na początku 2003 r. silna korekta spadkowa zniosła jednak większość tej fali wzrostowej. Można ją zatem uznać za wstęp do hossy.

l marzec 2003 r. - w tym miesiącu WIG osiągnął najniższy poziom w całym 2003 r. (13503 pkt) i od tego czasu rósł już bez większych przerw przez pół roku. To właśnie w tym czasie doszło do prawdziwego szturmu na akcje.

Od marca 2003 r. do połowy listopada 2006 r. WIG zyskał ponad 256 proc.! To oznacza, że rósł przeciętnie aż o ok. 40 proc. w skali roku. Już na początku 2004 r. indeks pobił swój historyczny rekord z marca 2000 r. Od początku hossy indeks pokonał trzy "okrągłe" poziomy - 20 tys., 30 tys. i 40 tys. pkt. Na koniec listopada przebił poziom 50 tys. pkt.!

Wzrost o kilkaset procent

to norma

Niekiedy bywa, że wzrost indeksu giełdowego wynika ze zwyżki notowań tylko pewnej grupy spółek wchodzących w jego skład i mających duży w nim udział. W przypadku hossy trwającej od czterech lat jest jednak inaczej. Inwestorzy, którzy kupowali akcje w marcu 2003 r., mieli ogromne szanse na duży zarobek i musieli mieć wyjątkowego pecha, by w ciągu ostatnich czterech lat stracić zainwestowane pieniądze. Od marca 2003 r. do połowy listopada 2006 r. spadły kursy zaledwie 8 proc. wszystkich spółek. Średni wzrost pozostałych akcji przekroczył 750 proc.! Z kolei mediana (wartość środkowa) wyniosła ponad 350 proc. Innymi słowy, aż połowa spółek podrożała przynajmniej o owe 350 proc. Wzrost kursów niektórych z nich liczony był nawet w tysiącach procent.

Jak widać, nie trzeba było posiadać wyjątkowych zdolności prognozowania, a wystarczyło mieć akcje kilku lub kilkunastu firm w portfelu, aby dziś cieszyć się zyskami, któr z bezpiecznych lokat bankowych czy obligacji.

Inwestor, posiadający przykładowo kilka tysięcy złotych, miał spore szanse po czterech latach pomnożyć kapitał przynajmniej do kilkunastu tysięcy złotych. Poza tym same zmiany kursów nie uwzględniają wypłaconych przez spółki dywidend, a te jeszcze bardziej powiększają zyski z inwestycji. Coraz więcej spółek dzieli się zyskiem z akcjonariuszami, a wypłaty - w ślad za rosnącymi zyskami - też są coraz wyższe.

Zarobić mieli okazję nie tylko ci inwestorzy, którzy zaryzykowali pieniądze w końcu 2002 r. czy na początku 2003 r. Już sam fakt, że hossa trwa cztery lata, przekonuje, że nigdy nie jest za późno na zainwestowanie w akcje. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że tylko ulokowanie pieniędzy na samym początku hossy daje wysokie prawdopodobieństwo, że wybrane przez nas spółki przyniosą zysk. Dane statystyczne przeczą jednak takim przypuszczeniom. Okazuje się, że bez względu na to, czy zainwestowalibyśmy w końcu 2003 r., 2004 r. czy nawet 2005 r., to w każdym z tych przypadków ponad 80 proc. wszystkich spółek przyniosło zyski, licząc do połowy listopada 2006 r. Tak wysokie prawdopodobieństwo wygranej jednoznacznie udowadnia, że giełda to nie hazard.

Obok reguły "im wcześniej, tym lepiej", w ostatnich czterech latach sprawdzała się też strategia polegająca na wykorzystywaniu przejściowych spadków kursów do kupna akcji - pod warunkiem że zamierzaliśmy je trzymać przez dłuższy czas. Zdecydowanie lepiej było inwestować w czasie korekt spadkowych niż w czasie, gdy rynek rozgrzany był do czerwoności, a zwyżka notowań zdawała się nie mieć końca.

W ostatnich czterech latach WIG przeżył kilka silnych korekt spadkowych. Największa miała miejsce w maju i czerwcu 2006 r., gdy indeks zanurkował o 21,5 proc. Poprzednie korekty przypadły na jesień 2003 r. (spadek WIG o 15 proc.), wiosnę 2004 r. (-10,6 proc.), wiosnę 2005 r. (-10,3 proc.) i jesień 2005 r. (-8,5 proc.). Na ogół korekty te miały gwałtowny charakter, tzn. WIG praktycznie bez przerwy szedł w dół. To z kolei oznacza, że kiedy tylko pojawiały się pierwsze sygnały stabilizacji notowań, wówczas był najlepszy moment na kupowanie akcji z myślą o trzymaniu ich przez dłuższy okres.

Rośnie gospodarka,

rosną zyski spółek

Aktualna hossa na GPW ma solidne podstawy fundamentalne. To ją odróżnia np. od tzw. hossy internetowej. Kursy akcji idź w górę w ślad za rosnącymi zyskami przedsiębiorstw. Przykładowo 10 firm, które w marcu 2003 r. miały największy udział w indeksie WIG (łącznie 62 proc.) i które są notowane do chwili obecnej, zarobiło w 2002 r. ogółem 5,9 mld zł. Dla porównania - w ciągu 12 miesięcy zakończonych we wrześniu 2006 r. zysk netto tych samych 10 spółek wyniósł już prawie 24 mld zł. Wiele mniejszych firm przestało już przynosić straty i generuje obecnie przyzwoite zyski.

Wzrost zysków to z kolei pokłosie dobrej kondycji gospodarki. Wyraźne ożywienie rozpoczęło się już w III kwartale 2002 r., kiedy PKB powiększył się o 1,8 proc. (licząc rok do roku) wobec 0,4 proc. w IV kwartale 2001 r. Dynamika sięgnęła zenitu w maju 2004 r., gdy Polska przystępowała do Unii Europejskiej. Po krótkiej zadyszce na przełomie lat 2004 i 2005 gospodarka znowu przyśpieszyła. Utrzymaniu wysokiego tempa rozwoju sprzyjają czynniki, takie jak rosnący popyt konsumentów, inwestycje przedsiębiorstw czy wreszcie środki pomocowe napływające z Unii Europejskiej. Niebagatelne znaczenie ma też duży popyt na polskie produkty za granicę. Przez cztery lata wartość eksportu prawie podwoiła się.

Do wzrostu kursów akcji nie wystarczy, aby spółki zwiększały swoje zyski. Potrzebni są jeszcze inwestorzy, którzy chcieliby kupić te akcje. I tego czynnika nie zabrakło w ostatnich latach. Jedną z grup inwestorów generujących popyt są otwarte fundusze emerytalne. Na koniec 2002 r. ich łączne aktywa netto wynosiły około 31,6 mld zł, z czego ponad 8,6 mld zł było zainwestowane w akcje. W końcu 2005 r. aktywa OFE były już blis a posiadane przez fundusze akcje warte były ponad 27,2 mld zł.

Przybyło inwestorów

Pieniądze Polaków popłynęły na giełdę jednak nie tylko w ramach obowiązkowego systemu emerytalnego. Wszystko za sprawę spadku stóp procentowych. Stopa referencyjna NBP zmalała z 10 proc. na początku 2002 r. do 4 proc. w marcu 2006 r. To pociągnęło za sobą spadek atrakcyjności lokat bankowych, które zaczęły wypadać coraz bardziej blado na tle wysokich, dwucyfrowych stóp zwrotu z akcji. Dzięki temu Polacy zaczęli część swoich oszczędności przenosić bezpośrednio na giełdę lub do funduszy inwestycyjnych. Jak wynika z szacunków firmy Analizy Online, w 2005 r. do funduszy inwestycyjnych napłynęło 18,6 mld zł. Rok 2006 r. będzie zapewne pod tym względem rekordowy, gdyż do października fundusze inwestycyjne pozyskały 19 mld zł.

Do popytu ze strony rodzimych inwestorów dołożył się jeszcze kapitał zagraniczny, zachęcony dobrymi perspektywami polskiej gospodarki i rosnącymi zyskami spółek. Jak wynika z danych NBP, w 2002 r. zagraniczne inwestycje portfelowe w udziałowe papiery wartościowe były warte 4,4 mld USD. W 2005 r. wartość tych inwestycji przekroczyła już 16,6 mld USD. O ile rodzime fundusze lokują zarówno w dużych, jak i mniejszych spółkach, o tyle inwestorzy zagraniczni koncentrują się prawie wyłącznie na wąskiej grupie największych firm. Po prostu często obracają oni na tyle znacznymi kwotami, że trudno byłoby je ulokować w mniej płynnych walorach.

Hossę trudno też wyobrazić sobie bez dobrej koniunktury na światowych rynkach akcji. Od blisko czterech lat w górę idź indeksy w USA, Europie Zachodniej i na rynkach wschodzących, do których wciąż zaliczana jest polska giełda.

Panująca hossa giełdowym parkietem zainteresowała nie tylko inwestorów, ale także spółki poszukujące pieniędzy na rozwój. Koniunktura zaczęła sprzyjać debiutom nowych firm na giełdzie. Podczas gdy w 2002 r. na GPW weszło jedynie 5 spółek, to w 2004 r. liczba debiutów wzrosła do 35. W 2006 r. do połowy listopada zadebiutowało 27 spółek, a łączna wartość ich ofert publicznych przekroczyła 2,5 mld zł. W efekcie w czasie czterech lat hossy na parkiecie pojawiły się firmy z branż dotychczas niereprezentowanych na giełdzie, a także spółki należące do największych polskich przedsiębiorstw, takie jak PKO BP, Lotos czy PGNiG. Poza tym na GPW trafiły też firmy zagraniczne takie jak austriacki bank BACA, węgierski koncern paliwowy MOL, czeski potentat energetyczny CEZ.

Kilkadziesiąt debiutów i wzrost kursów notowanych już spółek sprawiły, że wartość wszystkich notowanych akcji jest kilka razy wyższa niż przed czterema laty. W końcu października kapitalizacja wszystkich polskich spółek (z pominięciem firm zagranicznych) przekraczała 400 mld zł, podczas gdy w końcu 2002 r. wynosiła niewiele ponad 110 mld zł.

Podobnie jak cztery lata temu trudno było przewidzieć, że rozpoczyna się najdłuższa hossa w dotychczasowej historii warszawskiej giełdy, tak teraz trudno przewidzieć, kiedy się skończy. A może czekają nas kolejne lata świetnej koniunktury na parkiecie?

WIG - najstarszy indeks naszej giełdy

Warszawski Indeks Giełdowy istnieje od dnia pierwszej sesji na warszawskiej giełdzie, czyli od 16 kwietnia 1991 r. Inny ważny indeks - WIG20 - jest aż o trzy lata młodszy. Wartością wyjściową WIG-u było 1000 pkt. Z czasem do indeksu włączane były kolejne spółki, w efekcie czego w końcu listopada tego roku obejmował on już 157 firm. Z założenia WIG uwzględnia duże i średnie spółki, natomiast te najmniejsze należę do indeksu WIRR. WIG jest indeksem dochodowym, tzn. jego wartość powiększają wypłacane przez spółki dywidendy oraz korzyści dla akcjonariuszy wynikające z praw poboru. Udział poszczególnych spółek w indeksie zależy od wartości ich akcji znajdujących się w wolnym obrocie (tzn. nie znajdujących się w posiadaniu dużych inwestorów). W grudniu 2003 r. zaczęto dodatkowo obliczać indeks WIG-PL, który obejmuje wyłącznie polskie spółki.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego