Renzo Poli, były prezes Toory Poland, zrezygnował ze stanowiska pod koniec czerwca. Przedstawiciele spółki zapewniali wówczas, że odszedł z przyczyn osobistych. Niespełna miesiąc później firma zaskoczyła akcjonariuszy ponad 30- procentową obniżką prognozy przychodów, a kurs akcji Toory runął w dół, w ślad za prognozą. Nowy zarząd nie pofatygował się jednak, by ostrzec udziałowców o kolejnych trupach w szafie. Inwestorzy i analitycy oczekiwali, że w II kwartale firma wykaże kilkumilionową stratę, a cały rok 2007 zakończy na plusie.

Teraz okazuje się, że Toora nie nauczyła się niczego z poprzedniej reakcji rynku. Firma czekała aż do wyników za II kwartał i dopiero wtedy "pochwaliła się", że z powodu bałaganu w magazynach straciła kilkanaście milionów złotych. Jeszcze bardziej niepokojące są koszty związane z niską jakością wyrobów Toory czy dodatkowe wydatki na uruchomienie nowych linii produkcyjnych (które, notabene, będą zapewne pracowały na pół gwizdka, zanim Toora znajdzie nowych klientów na swoje alufelgi).

Dobra praktyka (i ustawy o rynku kapitałowym) nakazuje, by w takich sytuacjach informować akcjonariuszy natychmiast, kiedy to tylko możliwe, o ewentualnych dodatkowych odpisach. Koszty nieudolności poprzedniego zarządu Toory i błędnej polityki informacyjnej obecnego ponieśli, niestety, drobni inwestorzy oraz przyszli emeryci (OFE należą do głównych udziałowców spółki). Po wczorajszej wyprzedaży kurs papierów musiałby wzrosnąć o 160 proc., aby osiągnąć poziom notowań przed korektą prognoz.