Ostatnie wypowiedzi przedstawicieli Orlenu z prezesem Piotrem Kownackim na czele, ale przede wszystkim zeszłotygodniowe deklaracje ministra Skarbu Państwa Wojciecha Jasińskiego, jasno pokazują, że władze dążą do połączenia obu polskich koncernów naftowych. Dodajmy, że taka fuzja byłaby niezgodna z zapisami zawartymi w przyjętej zaledwie kilka miesięcy temu, rządowej strategii dla branży paliwowej, która zakłada istnienie Orlenu i Grupy Lotos jako dwóch samodzielnych podmiotów.
Decyzja w gestii MSP
Zwolennicy zjednoczenia obu spółek mają jeden, ale za to bardzo poważny problem: jest nim biegnący czas. Tego rodzaju przedsięwzięcie, aby się powiodło, wymaga bowiem wielomiesięcznych analiz i przygotowań. Piotr Kownacki powiedział wprawdzie ostatnio, że jego firma już analizuje możliwości fuzji z gdańskim konkurentem, jednak podkreślił też, że decyzja w sprawie ewentualnego połączenia należy do właścicieli tych firm. W praktyce podejmować ją będzie Skarb Państwa, który (wraz z Naftą Polską) jest największym akcjonariuszem zarówno Orlenu (ma tu 27,5 proc. akcji), jak i Grupy Lotos (posiada 58,8 proc. walorów). Tymczasem coraz więcej wskazuje na to, że okres rządów PiS-u zbliża się do końca, a to oznacza, że decydujący głos w sprawie potencjalnej fuzji obu firm paliwowych będą mieli przedstawiciele dzisiejszej opozycji, która najpewniej za kilka miesięcy obejmie rządy.
Wszystkie publikowane ostatnio sondaże wskazują na wyborcze zwycięstwo Platformy Obywatelskiej. Prawdopodobnie więc to właśnie ta partia obsadzi w przyszłym gabinecie resorty gospodarcze (rządząc samodzielnie lub w układzie koalicyjnym z LiD-em, PiS-em albo z PSL-em). Czy przyszłe szefostwo Ministerstwa Skarbu Państwa, podobnie jak Wojciech Jasiński, opowie się za fuzją Orlenu i Grupy Lotos?
PO wciąż sceptyczna