Niedawno miałem możliwość wzięcia udziału w tzw. publicznym wysłuchaniu projektu ustawy o zasadach nieodpłatnego nabywania od Skarbu Państwa akcji pracowniczych w procesie konsolidacji sektora energetycznego. Mówiąc w skrócie, chodzi o to, że rząd zaproponował, aby jedynie pracownicy i ich spadkobiercy mieli prawo konwersji akcji spółek energetycznych na akcje skonsolidowanych: Energetyki Południe i Polskiej Grupy Energetycznej. Tym samym z prywatyzacji sektora mieli zostać wyłączeni inwestorzy, którzy zgodnie z prawem nabyli akcje od pracowników spółek energetycznych - są to zarówno setki inwestorów indywidualnych, jak i duże międzynarodowe fundusze inwestycyjne. Rozwiązanie zaproponowane przez rząd było oczywiście skandaliczne - w różny sposób mieli zostać potraktowani właściciele tych samych akcji. Ostatecznie połączone komisje skarbu i gospodarki przyjęły poprawkę umożliwiającą konwersję akcji wszystkim akcjonariuszom, a nie tylko pracownikom, ale ustawa prawdopodobnie i tak nie będzie już przedmiotem obrad Sejmu przed samorozwiązaniem.
Przy okazji jednak mogłem się przekonać, jak głęboko w PRL-u tkwią jeszcze mentalnie niektórzy posłowie. Po korzystnej dla inwestorów decyzji połączonych komisji poseł Marek Suski powiedział na przykład, że oto "sankcjonujemy cwaniactwo". Dla posła Suskiego inwestor, który kierując się chęcią zysku, skupuje akcje, licząc na wzrost ich ceny w obrocie giełdowym, to zwyczajny cwaniak. Aż chciałoby się dodać: i spekulant! Podobne głosy dało się słyszeć w czasie owego wysłuchania publicznego. Od przedstawiciela jednego ze związków zawodowych mogliśmy się na przykład dowiedzieć, że "akcji nie można kupić z uczciwej pracy" i że "ciekawe, na czym się panowie biznesmeni dorobili?". Licznie na sali zgromadzonym związkowcom, którzy gwizdami i mało wybrednymi okrzykami komentowali wystąpienia przeciwników ustawy w rządowym kształcie, wtórowali posłowie PiS-u. Poseł Jacek Kurski przekonywał, że to pracownicy tworzą wartość sektora energetycznego i że to tylko oni powinni zarobić na akcjach skonsolidowanych spółek. Inwestorzy, którzy przecież właśnie od tych pracowników nabyli akcje, mogą dla posła pozostać na lodzie.
Całe to zamieszanie pokazuje, jak wiele jeszcze musimy zrobić, aby to, co jest oczywiste w krajach rozwiniętych, także u nas nie budziło wątpliwości. Dziesiątki lat socjalizmu nieodwracalnie ukształtowały sposób myślenia wielu ludzi - wówczas przecież właśnie nic nie znaczyło prawo własności, a wszelkie przejawy przedsiębiorczości i działań ukierunkowanych na osiągnięcie zysku były przez władzę tępione. Szkoda tylko, że obecna władza, choć zadeklarowana jako skrajnie antykomunistyczna, tak często powtarza schematy z minionej epoki.
IBnGR