Toora Poland jest winna bankom sto kilkadziesiąt milionów złotych. Prawdopodobieństwu spłaty zobowiązań daleko do jedności. Co to oznacza dla banków? Prawdopodobnie konieczność utworzenia rezerw idących w dziesiątki milionów złotych. Dla banków, konkurujących pod względem dynamiki zysków, z pewnością to nie najlepsza wiadomość. Ale nie jest też bardzo zła.
Owszem, z powodu utworzenia rezerw jeden kwartał może być gorszy. Nie będzie to jednak oznaczać pogorszenia wyników. W najgorszym razie możliwe jest spowolnienie dynamiki. W końcu nawet gdyby od producenta wyrobów z aluminium nie udało się bankom odzyskać ani złotówki, to łączna strata nie przekroczyłaby nawet 2 proc. zysków całego sektora.
Warto pamiętać, że portfele kredytowe banków są w tej chwili zdrowe, jak nigdy dotąd. W przypadku należności od przedsiębiorstw udział tzw. należności zagrożonych nie przekracza 8 proc., gdy jeszcze cztery lata temu co czwarta złotówka pożyczona przez banki firmom była uznawana za zagrożoną. Udział złych kredytów systematycznie maleje, co pozwala bankom na rozwiązywanie rezerw. Możliwe więc, że bankowcy znajdą sposób na "zrekompensowanie" strat, do jakich doprowadziły umowy kredytowe z giełdową spółką.
Dopóki sytuacje, takie jak z Toorą, to jednostkowe przypadki, nie ma specjalnych powodów do niepokoju. Byłoby jednak znacznie gorzej, gdyby tego typu spraw pojawiło się więcej. To mogłoby bowiem oznaczać, że procedury kredytowe są rozluźnione tak bardzo, że bankowcy niespecjalnie przejmują się tym, komu pożyczają.