Rynki giełdowe przewidziały dziewięć z ostatnich pięciu recesji - zwykł mawiać Paul Samuelson, zdobywca nagrody Nobla z ekonomii. Ta sentencja znakomicie opisuje relacje między zachowaniami inwestorów giełdowych i sytuacją w gospodarce oraz tworzy dobry kontekst dla pojawiających się co jakiś czas kryzysów na rynkach finansowych.
Mnóstwo ostrzeżeń
W ostatnim czasie słowo krach i kryzys odnośnie do giełdy zaczęło się w mediach i wypowiedziach znanych osób pojawiać znacznie częściej niż w ostatnich latach. Ma to związek z zawirowaniami na rynkach finansowych, jakich byliśmy świadkami w wakacje tego roku. Alan Greenspan, poprzedni szef amerykańskiego Fed, posunął się nawet do oceny, że siły, jakie spowodowały tę sytuację, są pod wieloma względami takie same jak w roku 1987 czy 1997. Chodzi tutaj przede wszystkim o znaczny wzrost kosztów finansowania. Część ekonomistów poszła jeszcze dalej. Paul Mortimer-Lee z londyńskiego oddziału BNP Paribas przekonywał, że sytuacja jest teraz groźniejsza niż w poprzednich przypadkach załamań giełd. Wskazywał na to, że teraz cykl podwyżek stóp procentowych na świecie jest dużo bardziej zaawansowany, przez co mają one większy wpływ na kondycję gospodarek. Negatywne efekty wyższych kosztów pieniądza są już widoczne w kryzysie na amerykańskim rynku nieruchomości.
Na inny aspekt związany z podobieństwem obecnej sytuacji do tej sprzed 10 i 20 lat zwracał uwagę Henry Paulson, amerykański sekretarz skarbu. Chodziło mu o sprawę postrzegania przez inwestorów ryzyka. Kiedy rozpoczyna się proces odwrotu od ryzykownych lokat, takich jak akcje, szczególnie na rynkach wschodzących, przywrócenie zaufania do giełd nie jest takie łatwe.
Taką próbę podjął Ben Bernanke i jego koledzy z Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), obniżając w połowie września stopę procentową aż o 0,5 pkt proc. To wywołało silny pozytywny efekt szczególnie na giełdach, doprowadziło do osłabienia dolara, ale w niewielkim stopniu wpłynęło na notowania długoterminowych obligacji. Zachowanie tego ostatniego rynku było wymowne. Od razu po decyzji FOMC pojawiły się głosy, że ten krok jest ryzykowny z punktu widzenia utrzymywania inflacji w ryzach. Jej poziom w USA wciąż jeszcze nie jest zadowalający, gdyż balansuje na krawędzi akceptowalności. Sierpniowa inflacja bazowa, w której nie uwzględnia się podatnych na wahania cen żywności i paliw, wyniosła 2,1 proc., wobec 2 proc., jakie uznaje się za górną granicź możliwą do przyjęcia przez amerykańskie władze monetarne.