Maklerzy zatrudnieni w biurach i domach maklerskich dzięki hossie na warszawskim parkiecie zarabiają netto nawet ponad 20 tys. zł miesięcznie. Najlepsi z nich mogą liczyć poza tym na roczne bonusy sięgające miliona złotych. Jednocześnie szefowie brokerów narzekają, że bardzo trudno jest im zatrudnić dobrego maklera.
"Żniwa" po bessie
Z ankiety "Parkietu", na którą odpowiedziała większość z 23 biur i domów maklerskich, które zajmują się brokerką, wynika, że maklerzy z nawiązką odbierają sobie zastój z pierwszej połowy dekady, kiedy brokerzy zamykali POK-i i redukowali zespoły maklerskie.
W porównaniu z sytuacją sprzed trzech, pięciu lat, obecne wynagrodzenia zasadnicze maklerów, którzy obsługują klientów (tzw. front-office), są wyższe o 10-25 proc. Tak twierdzi ponad 30 proc. ankietowanych brokerów. Ale jedna czwarta mówi o wzroście od 151 do 200 proc. Obecne zarobki zasadnicze są także, zdaniem ponad trzech piątych domów i biur maklerskich, średnio o 10-25 proc. wyższe niż przed rokiem. W ostatnich trzech latach wielu brokerów zaczęło w coraz większym stopniu uzależniać wysokość zarobków maklerów od wielkości obrotów klientów, których bezpośrednio obsługują. Obecnie w prawie połowie biur, które odpowiedziały na naszą ankietę, prowizje stanowią ponad 80 proc. miesięcznego wynagrodzenia. Porównując wartości nominalne, premie tej grupy maklerów wzrosły przez ostatnie 3-5 lat o więcej niż 500 proc. Tak podała ponad jedna czwarta przepytanych brokerów. W przypadku jednej piątej badanych wzrost był niższy - wyniósł 51-100 proc. Około 20 proc. brokerów stwierdziło, że było to 151-400 proc. Natomiast 70 proc. domów i biur maklerskich zwiększyło w ostatnim roku wydatki na premie o nie więcej niż 50 proc.
Detal zarabia gorzej